Nasze Nastolatki


Przeglądając różne, kolorowe i te nieco mniej, zakątki internetu, natknąłem się na mem prosty w swym przekazie, ale jakże aktualny w treści.



Nastolatki dwudziestego pierwszego wieku to w opinii starszyzny dwudziestowiecznej mają życie proste, a w ich dupach poprzewracało się już sromotnie od zdobyczy technologicznych i dobrobytu współczesnej epoki. Dopiero w głębszych dywagacjach, w momencie gdy narzekanie wchodzi na nowy poziom logiki (lub patologiki), starszyzna dochodzi do wniosku, który faktycznie pokrywa się z rzeczywistością. Ba, oni chyba nawet nie zdają sobie sprawy jak poważnym jest to problemem.
Chodzi mi tu o wartości moralne. Wymoralnienie, znieczulenie i obojętność.

„Miej wyjebane, a będzie ci dane”- dewizą każdego „szanującego się” młodocianego w naszych czasach.

Faktycznie- stresu, obowiązków i wiedzy przybywa w zastraszającym tempie i mało kto daje radę się połapać w tym całym natłoku informacyjnym. Przez to czasem lepiej jest lekko przystopować i nie uganiać się za coraz to nowszymi danymi dla naszego spracowanego mózgu, tylko zwyczajnie, wrzucić na luz...
ALE
wszystko ma swoje granice.

Granicą tego wrzucania na luz, w mojej opinii, jest odwlekanie i prokrastynacja. Ta granica jest masowo przekraczana i bagatelizowana. Sądzę, że jej popularność stała się nawet trendem i swego rodzaju modą.
Moda na wyjebanie:
Po co robić coś nad miarę skoro można nie robić nic? Po co się starać skoro można odwalić jakkolwiek i mieć wolne.

Taki ktoś z pokolenia odwróconych pleców, kogo zbytnio nie interesuje mieszanie się w nic, w co faktycznie nie musi się mieszać, idzie po najmniejszej linii oporu w każdej sprawie. Mało jest teraz dokładności i rzetelności, bo robienie na odpierdziel jest na tyle powszechne, że nikogo nie dziwią niedopatrzenia i uchybienia od tego jak być powinno. Ma to miejsce w każdej dziedzinie życia. Czy to spadek komunistyczny? „Czy się robi, czy się leży, tysiąc złotych się należy”? Trochę, ale 
problemem flagowym jest brak wartości moralnych.

Wartości moralne są nudne.
To przede wszystkim należy powiedzieć to sobie na głos.

Wszystko z czego można sobie pożartować ma w tych czasach popyt. Ludzie lubią się pośmiać ze wszystkiego z czego się tylko da (a czasem nawet i niekoniecznie, ale i tak to robią). Z religii się śmieją, z historii, osobowych wzorów moralnych też , ale nikt nie porusza tematu głębi ich znaczenia dla ludzkości, bo to głupie i nie da się z tego pożartować wpierw nie zrozumiawszy tego. A do zrozumienia trzeba się zaangażować. Kto w tych czasach się angażuje? Na pewno nie młodzież.
Wartości takie jak szacunek dla kogoś (np. Matki Teresy) lub czegoś (np. czasu drugiej osoby) nie są nawet wyśmiewane. Je się przemilcza. Bo czasem najprościej jest zapomnieć o problemach.
To, że one potem wrócą z odsetkami mało kogo interesuje, bo w końcu „miej wyjebane, a będzie ci dane”.
Co będzie dane?
Problemy i odsetki od nich.
Takimi odsetkami jest depresja, samotność, nerwica, prokrastynacja i tego typu fajne rzeczy. Głaz, który wisi nad głowami nastolatków, a oni jak świnie nie są w stanie podnieść do góry łba by go dostrzec.

Brak wartości moralnych, których się przestrzega ponad swoim pierwotnym instynktem „chcę to dostanę, nie chcę to nie zrobię tego nawet za milion dolarów” powoduje, że nastolatki XXI wieku faktycznie robią to, co im się żywnie podoba, a skutkuje to skrajną dewastacją wewnętrzną.
JAK? Skoro przecież robią co chcą, to wiedzą chyba co dla nich najlepsze, co najgorsze? Jak więc robienie zgodnie ze swoją wolą może szkodzić?
I tu pojawia się ten mem.

Życie większości olewających wszystko nastolatków jest puste jak ta przestrzeń między pieskiem, a głazem. Bez zasad moralnych i celów ich życia od dewastacji wewnętrznej chronią memy i gry.

Chociaż ja bym dodał jeszcze pornole.

Wracają do domu ze szkoły, od znajomych, z imprezy i co? I nagle życie się kończy.
Wkraczamy w sferę memów i gier. To zabiera tyle czasu, że godziny bezrefleksyjnie mijają jak sekundy. Ten czas, który mógł być wykorzystany na rozwiązanie nierozwiązanych spraw lub rozwój osobowy został fantastycznie zmarnowany. Z humorem.

To co tu piszę odnosi się do ogółu, niekoniecznie do każdej jednostki. Przyznam, że i ja miewam takie dni kiedy godzinami ślęczę przy lolu i na wertowaniu memów, ale paradoksalnie zdają sobie sprawę ze swojego chujowego położenia i jestem nawet w stanie wyjść i napisać ten felietą.
Kiedy kończą się memy (chociaż przeważnie się nie kończą) i kończą się gry (chociaż przeważnie i one się nie kończą) jest takie wielkie, głębokie, ciche i wymowne nic.
Mija chwila i nagle JEB, spada ten głaz depresji, z którego cholernie ciężko jest wyjść, bo wymaga to przemyślenia wielu dręczących i męczących spraw oraz zmiany (chociaż w pewnym stopniu) swojego podejścia. Dopiero wtedy sumienie daje spokój i unosi lekko ten kamulec wyżej. Ty się wówczas wygrzebujesz i masz chwilę by go czymś podeprzeć. I teraz pytanie czym? Pracą, nauką, realizacją pasji albo wartościami moralnymi? Czy memami, grami, pornolami i wyjebaniem egzystencjonalnym?
Ten wybór jest ciężki dla tych, których życiu nic nie zagraża. Są wolni, mają co chcą i nikt im niczego nie każe, ani nie zakazuje na tyle by się tym przejmowali. Jak mieć zasady moralne w tych czasach? Jak współczuć? Jak pomagać? Jak wspierać i angażować się?

Da się.


Nawet się da.



Komentarze