Moratorium

 

Czytałem jakiś czas temu, o kryzysie tożsamości, z tego tytułu, że zatraciłem poniekąd obraz samego siebie i nie wiem już, czy naprawdę jestem tą osobą, za którą się podaję. To, co odkryłem, zaskoczyło mnie, bo okazuje się, że to zjawisko pojawia się często wśród ludzi z mojej grupy wiekowej. 

Skąd biorą się takie kryzysy? Przede wszystkim mają one swoje początki po szkole/studiach i zetknięciu się młodych dorosłych z rzeczywistością. Rzeczywistością, która często różni się od tej przedstawianej w podręcznikach, przez rodziców lub na wykładach. Zauważamy, że to wszystko jest nie takie, jakie miało być. Myśleliśmy inaczej, spodziewaliśmy się czegoś innego. Kiedy okazuje się, że latami przygotowywaliśmy się do życia w innym świecie - wymyślonym przez ludzi z poprzedniej epoki i teoretyków, opierających się na kilkudziesięcioletniej bibliografii - zastanawiamy się, co teraz? Co robić? Dokąd iść? Jak żyć? 

Ostatecznie dochodzi się do kluczowego pytania - Kim ja tak właściwie jestem?

Przykładowo:

Mamy młodą dziewczynę, która uczy się do zawodu higienistki stomatologicznej. Jako pani pomocnik dentysty, musi znać się na wielu sprawach - od sposobów przeprowadzania różnego rodzaju zabiegów, obsługi narzędzi, do kontaktu z klientem. W szkole zaś każą jej poznawać zasady funkcjonowania służby zdrowia w Niemczech lub pyta się o to, co lepiej motywuje przedszkolaków do utrzymywania higieny jamy ustnej - dawanie im naklejek, czy może coś tam stosowanie jakiegoś wymyślnego kolorowego płynu. Komedia.

Dziewczyna zalicza kolejne przedmioty, praktyki się kończą. Potem zachodzi w ciążę i po dwóch latach ubiega się o pracę w swoim zawodzie. Przy dynamicznym rozwoju medycyny, pandemicznych zasadach i braku praktyki może czuć się nieźle skołowana zastałymi zmianami. Na rozmowie o prace, chwali się znajomością niemieckiego systemu opieki zdrowotnej, ale gdy pan stomatolog prosi ją o rozejrzenie się po gabinecie, to nie wie, czy ta biała papka w kubeczku to klej do protez, czy może tamto paskudztwo do fluoryzacji. Wiedziałaby to świeżo po szkole (być może), a dochodzi tu jeszcze czynnik stresu i niepewności co do tego, czy od czasów jej nauki nie zostały wprowadzone jakieś nowe cuda. Może teraz protezy trzymają się na magnes, czy coś. Cholera wie. 

Dziewczyna myślała przez cały czas, że jest młodą matką i higienistką. Nagle dochodzi do wniosku, że ona tak właściwie nic nie wie o swoim zawodzie, bo wyszła z obiegu. Zostaje jej rola matki, która w tych czasach znakomitej większości kobiet nie wystarcza. Sądzi, że nie chce, żeby dziecko definiowało jej życie, wciąż jest młoda, wciąż może przecież wiele... Tylko co? Gdzie? Co teraz?

To moment, który mógłby zostać uznany za początek tzw. moratorium.

Moratorium to właśnie przestrzeń w życiu, gdzie następuje rozrachunek z przeszłością, zdefiniowanie przyszłości i rozważania o swoim bycie. Osoba przeżywająca kryzys tożsamości przebudowuje w trakcie takowego moratorium model swojego funkcjonowania, procesy poznawcze, a także na nowo stara się zbudować własne "ja" i całą tożsamość, a następnie zlokalizować sobie miejsce w życiu, świecie i społeczeństwie.

Dlaczego moratorium dotknęło mnie?

Pierwszy raz od czasów zamierzchłej podstawówki zastanawiam się, jaki ze mnie pisarz? Co ja tak właściwie potrafię? Co robię dobrze? Dokąd mam pójść, żeby zacząć samodzielnie żyć i być szczęśliwym, czuć spełnienie? Może droga pisarza nie jest mi jednak pisana? Może wcale nie nadaję się do tego, po tym jak poznałem realia pracy w redakcji i poznałem więcej osób zajmujących się pisaniem tekstów na najróżniejsze tematy. Dotarło do mnie, że nie jestem wyjątkowy w moich zainteresowaniach i osób zawodowo redagujących jakieś pierdoły, jest naprawdę dużo. Naprawdę dużo ludzi robiących, to co ja, tylko o niebo lepiej.

Skoro nie pisarz, to kto? To główne pytanie, jakie mam w głowie. Wszystko bowiem postawiłem właśnie na tę kartę. To jednak nie jest pełnia moratorium, bo jego przebieg wymaga zadania sobie jeszcze kilku innych istotnych pytań.

Pytaniem najważniejszym jest, oczywiście to, kim jestem, ale samo ono zostaje rozbite na parę kwestii:

Co sprawia, że się realizuję?

Jak definiuję swoją tożsamość?

Jak określiłbym swój charakter?

Kim jestem dla siebie?

A kim jestem dla innych?

Pomagają one ułożyć swoje jestestwo w spójny obrazek. Ja przeżywając moratorium, odpowiedziałem sobie na te pytania i pocieszyło mnie to, że nawet jakoś znalazłem w sobie kilka pozytywów.

Nie umiem wciąż określić tego, co mam ze sobą zrobić, ale powoli zaczynam eksperymentować z nowym planem na siebie. Ułożenie takiego planu działania to efekt obserwacji swojego otoczenia, siebie - swoich mocnych stron i ułomności - a także możliwości, jakie się ma. 

Przykładowo, dziewczyna - higienistka - mogłaby pójść na praktyki przypominające jej, pracę w gabinecie dentystycznym, załapać się na staż i stamtąd do pracy. Zakładając oczywiście, że miałaby takie możliwości. 

Niestety jest wiele czynników decydujących o planie, jaki wciela się w życie. Ja nie mogę znaleźć, żadnego miejsca, które chciałoby mnie zatrudnić, chociaż nieśmiało stwierdzam, że mimo moich nie tak bardzo imponujących, jak u co poniektórych umiejętności, mam jednak niezłe portfolio i jakąkolwiek praktykę w swojej branży. Jestem więc zdziwiony, że odrzucają moje aplikacje. Rozważałem ostatnio wiele kierunków, które mógłbym obrać i myślę, że nawet jeżeli mój aktualny pomysł okaże się chybiony, mam jeszcze plan B, C i chyba nawet D. To pocieszające, w chwilach, gdy człowiek nie do końca wie, po co tak właściwie żyje. 

Co ciekawe, gdy zadałem sobie pytanie, "jak definiuję swoją tożsamość", pierwszą odpowiedzią nie był artysta/twórca/pisarz, a Europejczyk. I zdziwiło mnie to, bo wiem, że zdecydowanie nie udzieliłbym odpowiedzi "polak" lub "warszawiak", ale już wizja siebie jako obywatela unii europejskiej jakoś do mnie przemawia. A nawet bardzo. Jakbym miał iść na protest, to najchętniej machałbym właśnie flagą unijną lub ewentualnie tęczową. A z wielu powodów, czułbym niebywałe szczęście, gdybyśmy za jakiś czas zamieszkali w Stanach Zjednoczonych Europy. Wcześniej kompletnie nie zdawałem sobie z tego sprawy, odkryłem to dopiero wówczas, gdy na poważnie zacząłem zastanawiać się nad swoją tożsamością.

Zrozumiałem też, że abym wiedział, że żyję i coś znaczę, potrzebuję na to dowodów rzeczowych. I nie chodzi tu o ilość pieniędzy na koncie, ale o pochwalenie się np. Wywodami Buszłyka, kolekcją rysunków, ręcznie wykonanymi ozdobami świątecznymi itd. Wtedy dopiero dociera do mnie, że coś jednak zrobiłem w tym swoim miernym życiu. Namacalnie doświadczam swoich umiejętności, kreatywności i ambicji, gdy przychodzą chwile zwątpienia. 

Może dziewczyna - higienistka, odkryje w trakcie swojego moratorium zmysł artystyczny, pójdzie na kurs lub po znajomości zapisze się na ćwierć etatu jako pomocnik fotografa, potem zakupi aparat i otworzy swoje studio? Może stwierdzi, że nie widzi się w pracy z klientem i zatrudni się jako piekarz w cukierni? 

Dróg jest wiele, a kiedy człowiek zaczyna rozważać możliwości, okazuje się, że w tych czasach można znacznie, znacznie więcej. Można wyjechać za pracą do innego miasta, kraju, a nawet zmienić kontynent. W sudanach i temu podobnych miejscach WWF lub inny UNICEF szuka pracowników pomagających przy budowie studni, lub opieką nad dziećmi. Zapewniane jest wyżywienie, dach nad głową itd., może wyłączenie się na jakiś czas od funkcjonowania w krajach pierwszego świata i zdystansowanie się od korporacyjnego stylu życia, to metoda na to, żeby zrozumieć, co w życiu naprawdę się liczy. I nie mówię tu: Nie wiesz, co robić? Wypierniczaj do afryki. Zobacz, jak biedne dzieci umierają z głodu. Ty wybrzydzasz, że ci źle, a tam to dopiero jest źle. Zjedz kotleta, ziemniaczki możesz zostawić.

Znam dziewczynę, która zdecydowała się na pracę w systemie Workaway. Polega on na podróżowaniu po różnych miejscach, pracy dla ludzi, którzy tam mieszkają, np. zajmowanie się ich domami, pomoc w prowadzeniu biznesu i po jakimś czasie, przenoszenie się, gdzie indziej. Filozofia jest taka, żebyśmy się poznawali i integrowali. Może ja też bym mógł? Poznałbym więcej świata, zdobyłbym mnóstwo materiałów do pisania, pomysłów na opowiadania.

Rozważam wiele, bo mogę wiele. Tak właściwie, mam wrażenie, że celem moratorium, jest właśnie zdanie sobie sprawy z tego, że jakby się zastanowić nad sobą i możliwościami, jakie daje nam XXI wiek, to można dojść do wniosku, że to nie świat nas ogranicza, tylko my sami to robimy. I może brzmi to jak coachingowe pieprzenie, ale jest w tym jednak ziarno prawdy. Świat pozwala nam eksperymentować na wiele sposobów i ogromnym błędem jest, chociaż nieprzemyślenie tego ogromu opcji.



Komentarze