#35 Wywód Recenzyjny

 Czasem rzeczywistość i fakty mieszają się ze złudzeniami i snem w taki sposób, że ciężko odróżnić, co jest prawdą, a co fikcją. W tym przypadku ja nie jestem wciąż w stanie rozróżnić, co jest czym, w przypadku wspomnień o Pogorzelisku. W związku z tym postanowiłem zrobić skok w bok i przejść do kolejnej recenzji, a jak będę miał czas i chęć to wrócić do Wywodu Recenzyjnego #34 i wrzucić go, gdy nikt się nie będzie tego spodziewał, nawet ja sam. 

Planowałem, że obejrzę inny film raz jeszcze specjalnie na rzecz zrecenzowania go tutaj, ale niestety mój podziurawiony mózg nie był w stanie przez tak długi czas mimo oglądania zdjęć z filmu itp. przypomnieć sobie co i w jakiej kolejności działo się w Pogorzelisku. Bynajmniej nie dlatego, że ten film jest nieciekawy, bo żywię do niego masę gorących emocji związanych głównie z końcówką. Do której nie wiem, jak doszło... Więc wychodzi na to, że oprócz tamtego filmu będę musiał obejrzeć raz jeszcze i ten. Ale to potem. 

Stwierdziłem, że nie będę czekał na ten moment, aż mi się przytrafi sposobność do kolejnego seansu Pogorzeliska i ruszę dalej rozmazując rzeczywistość i fakty ze złudzeniami i snem jeszcze bardziej podchodząc do recenzji kolejnej szmiry, której tytuł - gdy go zobaczyłem na swojej liście w excelu - wydał się kompletnie obcy. Wystarczyło mi jednak zobaczyć profil tego filmu na filmwebie, żeby przypomnieć sobie, jak beznadziejnie bawiłem się na tym czymś w kinie.

Zapraszam na Shelley.


Dlaczego?

Film wydawał się ciekawy w założeniu i ogólnie jego opis "Pochodząca z Rumunii Elena pracuje w Danii jako pomoc domowa. Pracodawcy proszą ją by została ich surogatką (ja zawsze mówię, że surykatką), gdy dziewczyna zachodzi w ciążę, odkrywa, że dzieje się z nią coś złego." nasuwał mi skojarzenia z jakimiś sektami, Dzieckiem Rosemary albo innymi szatanami. Od wejścia zatem wydał mi się ciekawy. Ale jak to bywa z iluzjami - dopiero kiedy się ich dotknie własnoręcznie, to odkrywają swoje prawdziwe oblicze. Często rozczarowują swoją prostotą, zawodzą wykonaniem i po wszystkim masz wrażenie, że dałeś się zrobić w konia jak dziecko (ale nie jak dziecko Rosemery, tylko jak Rosemery)

I ok - w co piątym materiale przeważnie wyśmiewałem filmy doszczętnie - ten film ma jednak dobre strony, czym różni się od roastu, jaki tu funduję wielu produkcjom, które dały przysłowiowej dupy. 

Mamy tam do czynienia z ładnymi zdjęciami i niezłą grą świateł. Sam nastrój też jest (chyba) taki, jak chcieli tego twórcy. Czujemy, że bohaterka została całkiem sama i znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Ale. Scenariusz. Pieprzy. Wszystkie te plusy.

Lekki zarys fabularny:

W sumie, jak rzadko kiedy, opis filmu nawet jest adekwatny do tego, z czym mamy do czynienia. Elena to zwyczajna dziewczyna i na początku filmu pomyślałem sobie, że nawet spoko byłoby wyjechać tak do pracy, jak robiła to ona. Tylko że któregoś razu poproszono ją, aby została surykatką pewnej pary. Miała dostać za to sporo hajsu i po zastanowieniu się (bo nie tak bezmyślnie, jak czasem ma to miejsce w filmach) stwierdziła, że ok. No i zaczynają dziać się rzeczy, które są dziwne, ale w sumie nie wiemy, o co chodzi. To chyba szatan. Albo wilkołak. Na początku myślałem, że to był wilkołak jakiś. 

Najbardziej znamienitą sceną tego filmu był dla mnie moment, w którym laska napastuje kurę. W sensie - znajdują ją w piwnicy patrzącą się w ZŁY sposób na spanikowaną kurę. Ja byłem wtedy przekonany, że ona tę kurę wpiernicza. I sam nie wiem, czy to by było dla tego scenariusza na plus, czy na minus, bo ta scena mnie i tak rozbawiła do tego stopnia, że wiedziałem z jakiego rodzaju "horrorem" mam do czynienia. Kolejnym horrorkiem z cyklu, dzieje się coś tak strasznego, że aż jest zabawne. 

Napastowanie kury jednak nie było jednak  ostatnim dziwacznym i strasznie śmiesznym elementem. Nie będę spojlerował, czy laska to dziecko urodziła, czy dokonała amatorskiej aborcji, czy co odpierdoliła ostatecznie, ale liczy się, do czego dążę. To mógł być dobry film, gdyby od połowy twórcy zdecydowali się, czy chcą iść dalej na całość w straszny klimat, czy w dziwno-niepokojący i creepy zachowanie. Ta mieszanka działa, ale nie wtedy, kiedy twórcy nagle dodają z dupy jakieś elementy sci-fi. To tak, jak w znanym gagu Monty Pythona, gdzie nikt nie spodziewa się wkroczenia hiszpańskiej inkwizycji. Wkraczamy na pole braku logiki, braku wskazówek, które by nam wyjaśniły chociaż częściowo, czemu dzieje się to, co się dzieje. 

W momencie, gdy film nie tłumaczy niczego, a tylko dopiernicza nam kolejne niejasne zdarzenia i akcje, które jedynie są dziwaczne i niepokojące, z horroru tworzy się komedia absurdu. Może nie byłoby to tak odczuwalne, gdyby nie fakt, że ostatnie kilkanaście lat panuje moda na absurdalny humor w stylu Latającego Cyrku.

Podobny błąd popełnia wiele thrillerów, między innymi dostępny na Netflixie film pt. Eli. W nim chłopak cierpiący na chorobę autoimmunologiczną poddaje się eksperymentalnej metodzie leczenia. Ma wrażenie jednak, że w ośrodku, do którego trafił, straszy. Za oknem poznaje dziewczynkę, która jego obawy poniekąd potwierdza i jeszcze dowala mu, że nigdy nie widziała, aby dziecko trafiające do ośrodka, opuszczało je. SPOILER - film kończy się tak, że są tam duchy, eksperymenty, sekty, chłopiec okazuje się dzieckiem szatana z mocami parapsychicznymi, a dziewczynka jego diaboliczną siostrą i razem odjeżdżają zniszczyć świat. 

Tam jest za dużo. Tam nie ma związku przyczynowo-skutkowego. Tam nie ma tłumaczenia widzowi niczego. Wsiadasz do kolejki i masz wrażenie, że otacza cię wesołe miasteczko. Wyłączasz myślenie i oglądasz, jakie jeszcze ostre zakręty zafundują nam twórcy na tym kolorowym rollercoasterze. Takie filmy po połowie stwierdzają, że trzeba dopierdzielić wszystko, cokolwiek się da i wtedy film będzie ciekawy. Tylko że człowiek powinien dostać, chociaż elementy logicznego biegu wydarzeń. Jakby na początku Eli miał w domu dużo symboli religijnych i miał wtłaczane mocno te wszystkie wartości, to mielibyśmy już ślad tego, że moooooże będziemy mieli do czynienia z jakimiś opętaniami czy kultami. 

Tutaj to się pojawia kompletnie z dupy. No, ale chociaż, jak dojechaliśmy na koniec tej kolejki, to mogliśmy podsumować, co konkretnie się wydarzyło. W Shelley nie wiemy, dlaczego się to wszystko dzieje, nie wiemy kompletnie nic od początku do końca tych niewytłumaczalnych wydarzeń. 

Tak się nie da. To nie ma składu. To nie ma ładu. To nie ma sensu. To abstrakcja. Kłania się Salvador Dali. 

Moim zdaniem przegięli w podobny sposób w filmie, pt. Uciekaj! z 2017 r. Który ogólnie był dziełem bardzo dobrym, ale sama hipnoza i handel ludźmi by tam wystarczyły. To było trochę szalone, ale wciąż wytłumaczalne i mające związek z tym, co było mówione. Transplantacje to już było dla mnie trochę za wiele i myślę, że bez tego film byłby bardziej wiarygodny, a w samą historię lepiej można by było się wczuć. 

Podobna przeginka była w Domku w górach z 2019.

Takie plot twisty dobrze robi Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii, albo Wiedźma z 2019, gdzie faktycznie w całość się to jakoś wszystko łączy. 


Film dostał jakąś nagrodę, która nazywa się Robert, więc chyba nie jest zbyt znacząca - ale jeśli by była to dotyczy piosenki w tym filmie. Nic poza tym, oprócz nominacji do innych Robertów. 

Za zdjęcia film Ali'ego Abbasi dostaje ode mnie 3/10, bo reszta była do dupy. Widziałem gorsze rzeczy od Shelley, ale ten film był stratą czasu i pieniędzy, a także przykładem na to, że nie warto wpychać wszystkiego na raz do jednego filmu. Zachowajmy wiarygodność ciągu przyczynowo-skutkowego i szczątkowe ilości logiki. Wtedy podróż do plot twistu będzie miała SENS, a nie będzie tylko bezmyślnym dążeniem do napisów końcowych. 

Następnym filmem będzie albo Pogorzelisko, albo rozpoczniemy nową miniserię recenzji filmów z gatunku horrorów. I to horrorów, które są dobre. Ruszymy wówczas z adaptacją jednej z książek Kinga z 1993 roku, a mianowicie produkcji pt. Sprzedawca śmierci. Myślę, taki film przypadnie do gustu każdemu, kto lubi thrillery i nawet jeśli czasem efekty specjalne zestrzały się źle, to wciąż scenariusz i akcja 


Wszystkie recenzje można znaleźć TUTAJ

Komentarze