Łóżko Niezgody


    Dawno się tu nad niczym nie wywodziłem, ale wczoraj dotarła do mnie pewna myśl, nad którą warto (moim zdaniem) się pochylić. Zarówno depresja jak i uzależnienia wszelkiej maci potrafią kompletnie wykoleić swoje ofiary z dotychczasowego życia. Nie jestem ekspertem, ale jestem w stanie wymienić jedną taką kość niezgody, która sprawia, że uzależniony (np. alkoholik) przeżywający depresję ma przesrane podwójnie. Kością tą jest wyro.

Człowiek uzależniony często ma tak, że sen przerywa mu chęć zaspokojenia zachcianki swojego umysłu, który alarmuje ciało. Zrywa się w środku nocy, rankiem, żeby tylko znów wejść w swój ciąg.

W depresji zdarza się bezsenność, pewnie. Jednak człowiek z depresją nie ma powodów i impulsów do tego, żeby wstawać. Budzi się jeden, drugi, dziesiąty raz i wciąż leży próbując wycisnąć jeszcze trochę snu. W końcu chodzi o to, żeby odwlec kolejny dzień jak najbardziej. Im dłużej się śpi, tym więcej czasu leci, więcej życia upływa, a chory nie musi borykać się z jego ciężarem. 
Raczej każdy, kto wyszedł z depresji, przyzna mi rację, że jest ona pożeraczką czasu. Można się bronić stwierdzeniem, że wyniosło się z tego doświadczenia i wiedzę, a co nas nie zabiło, to wzmocniło, ale fakt miesięcy lub lat straconych na leżenie w łóżku i separację od rzeczywistości pozostaje wciąż faktem.

Alkoholik w depresji to ktoś, kto z jednej strony nie może wstać z łóżka, a z drugiej musi, bo %%% same (raczej) do niego nie przyjdą. To jest nieustanny konflikt na płaszczyźnie psychicznej. Depresja zostanie chwilowo pokonana, przez potrzebę sięgnięcia po używkę. Z kolei, uzależnienie będzie zwalczone na jakiś czas, jeśli chory na depresję nie będzie miał sił, żeby wstać z łóżka. 
Z jednej więc strony można powiedzieć, że sprzeczne ze sobą potrzeby obu zaburzeń mogą doprowadzić do wzajemnego zwalczania się, a więc i osłabiania swojego wpływu na człowieka. Można byłoby stwierdzić nawet, że następuje równowaga podobna do tej osiąganej przy zwyczajnym funkcjonowaniu - pomiędzy wypoczynkiem, a pogonią za potrzebami ciała i umysłu.
W rzeczywistości to jeszcze większe gówno. Człowiek przebywa w ciągłej walce, z której zawsze wyjdzie przegrany. Toczy się w nim nieustanny konflikt tragiczny, przez który nie jest w stanie funkcjonować w żadną ze stron. Wyniszcza go to kompleksowo. 
Wyobraźmy sobie przeciąganie liny, okej? Pewnie w szkole, albo na obozie brałeś w tym udział. Przy jednym końcu ustawia się jedna grupa, przy drugim druga grupa i obie ciągną do siebie.
Pierwsza grupa to Drużyna Depresji -
1. Wieczne Zmęczenie
2. Niechęć do robienia czegokolwiek
3. Jakiś dominik z liceum, który leży cały dzień w łóżku, zamiast korzystać z młodości i wigoru
Druga grupa to Drużyna Uzależnienia -
1. Wieczne niezaspokojenie
2. Pogoń za używką
3. Jakiś tomek ze wsi pod radomiem, który musi wstać z łóżka, bo skończyły się fajki, a on musi zapalić
Obie drużyny ustawiają się na pozycjach. 3. 2. 1. 
I ciągną do siebie linę. Czujesz tę siłę, z jaką obie strony próbują wygrać to starcie? To teraz wyobraź sobie, że gdzieś pomiędzy dwiema tymi drużynami, w linę, którą przeciągają, jest zaplątany człowiek. 
W normalnych okolicznościach jest on spętany przez jedną lub drugą stronę, która ciągnie go za sobą, jak worek kartofli. W sytuacji, gdy łóżko jednocześnie go przyciąga i odpycha, nie jest to już tylko ciągnięcie, a przeciąganie, aż do stanu zduszenia i ostatecznego rozszarpania.

Sytuacja, w której człowiek sam potrafi wyrwać się z tego uścisku i dodatkowo zerwać zarówno z nałogiem, jak i wyjść z depresji jest dla mnie kompletnie niewyobrażalna. Bez potężnego czynnika zewnętrznego jest to dla mnie niemożliwe, aby ktoś poradził sobie z tą nawałnicą uczuć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę łóżko, które jest i będzie zawsze w jego życiu. Każdego dnia przecież będzie musiał zmierzyć się z jego obecnością i przy pierwszym przebudzeniu zdecydować, czy chce ten dzień znowu odwlekać, ile się da, czy może natychmiast wstawać, bo musi...
Łóżko może też być sprzymierzeńcem zarówno depresji, jak i uzależnienia, gdy tyczy się to np. internetu, telefonu, telewizji, seksu. (Uzależnić się przecież można od pracy, zakupów, gier, sportu, obgryzania paznokci i wszystkiego, co sprawia nam radochę za bardzo). To już nie jest typowa sprzeczność, ale też dziwaczny stan. Człowiek śpi, budzi się, zerka w telefon, w czasie przeglądania uśnie, śni mu się, że przegląda dalej, budzi się, nie wie, czemu nie widzi tego, co już przecież przeglądał, scrolluje dalej, potem znowu usypia, potem znowu się przebudza i tak w nieskończoność. Życie na krawędzi jawy i snu, gdzie granice praktycznie nie obowiązują. Z jednej strony nie chce mu się nawet ruszyć nogą, z drugiej zależy mu, żeby przejrzeć cały internet świata.

W dużej mierze spłaszczam tu istotę całego uzależnienia i depresji, ale zależy mi, żeby uchwycić rolę, jaką odgrywa w obu przypadkach pobudka. W mojej ocenie to patowa sytuacja, z której nie ma wyjścia, jak dotrzeć do ludzi, czy świata, podczas gdy najważniejszą decyzją w ciągu każdego dnia jest to, czy w ogóle otwierać oczy.



Komentarze