Rozdział 10.2 - Zaskoczenie
[Krew, wszędzie pełno krwi…] – Płakał.
[Błagam zostaw mnie! Odejdź] – Krzyczała kobieta. – [Nie dotykaj
mnie, potworze!]
[Precz!] – Machnął ręką brodacz. – [Won! Bo pożałujesz, że ze
mną zadarłeś.] – Zagroził trzęsącym się spoconym paluchem.
[Nie chce! Niech to stąd odejdzie.]
[Brutalnie i słodko. Tak się zaspokoję.]
[Nie mogę się oprzeć przekonaniu, że jesteś intruzem.] – Złapał
za nóż. – [A intruzów trzeba się pozbyć.] – Parsknął. – [Trzeba ich wyrzynać!]
– Po tych słowach przyłożył sobie ostrze do gardła i pociągnął rozcinając…
Roth poczuł jak z hukiem odrywa się z rzeczywistości w której
chwilę temu był. Otworzył oczy i odetchnął z ulgą, że to co widział było
jedynie koszmarem sennym. Od jakiegoś czasu dość często go one dręczyły. Ciężko
było doszukać się ich przyczyny. Niezniszczalny wstał i podszedł do komody by
napić się wody ze szklanki, która na niej stała. Odruchowo spojrzał przy tym
prze siebie i zobaczył za oknem rozgwieżdżone, nocne niebo. Nie było to niebo,
które dotychczas znał. Było wielkie i imponująco piękne. Nie skalane ani
chmurką, ani górką. To przez wysokość. Zamek znajdował się wyżej niż cokolwiek
innego. Nic nie było w stanie przysłonić tego oszałamiającego widoku.
Coś podkusiło go by wyjść na podwórze i tam popatrzeć oraz
zrelaksować się trochę przed kolejną. czekającą go dawką nieprzyjemnych snów.
Założył na siebie dłuższą długą szatę na wypadek chłodnego wiatru i wyszedł ze
swojej sypialni. Był środek nocy, ale jasny blask gwiazd i księżyca oświetlał
korytarz. Zszedł po schodach i przechodząc już do wyjścia usłyszał jakiś głos
zza ściany.
-…dlaczego? To nie powinien być problem.
To głos księcia.
Podszedł w kierunku z którego on dochodził.
- Nie. Ja nie będę ryzykował, a ty nie masz w tej sprawie nic do
gadania. – Powiedział ze stanowczością. Wyglądało na to, że był właśnie w
trakcie dyskusji z kimś. Tuż za drzwiami do których Roth przyłożył ucho, był
gospodarz i rozmawiał sobie… tylko dlaczego o tej porze? I z kim?
- Nie teraz – Odpowiedział mu ktoś. Na dźwięk tego głosu włosy
Rotha zjeżyły się na całym karku. Był skrzeczący, donośny i jednocześnie pełny
głębi. – Nie jesteś tu sam. – Roth złapał oddech. Ten ktoś niewątpliwie mówił o
nim. Wyprostował się i odszedł trzy kroki od drzwi, które po chwili otworzyły się
i wyszedł z nich książę. Za nim, w oświetlonym świecą pokoju, stało jedynie
jedno puste krzesło i lustro. Nic więcej. Nikogo
więcej.
- Roth? – Zdziwił się na jego widok. – A co ty tu robisz o tej
porze? – Był bardzo zaskoczony i zmieszany. Delikatnie zdezorientowany, a nawet
i zdenerwowany.
- Przepraszam książę!- Spuścił głowę niezniszczalny. Poczuł
napływ pokory i winy, po czym upadł na prawe kolano. – Przechodziłem tędy by
obejrzeć na dworze gwiazdy i przypadkiem usłyszałem jak mówisz i… rozmawiasz z
kimś. Ledwie na chwilę przystanąłem, ale nic dokładnie nie słyszałem.
Przysięgam!
- W porządku… Wstań, proszę nie rób mi tu obciachu. – Powiedział
zmieszany. Roth lekko zdziwiony wstał. A kto miałby ich tu zobaczyć? Był teraz
bardziej zmieszany i autentycznie zawstydzony. – Ach, no tak. Nocne niebo.
Faktycznie tutaj jest takie jak nigdzie indziej. Nie będzie chyba dla ciebie
problemem jeżeli wybiorę się tam z tobą i posiedzimy chwilę razem?
- Nie, skądże znowu! – Uśmiechnął się, zadowolony, że sytuację
udało się w miarę szybko załagodzić. Zauważył jak książę siłą woli przywołuje
płonącą świeczkę z pokoju, następnie rusza wraz z nią w stronę wyjścia. Krok za
nim podążał Roth zastanawiając się z kim on rozmawiał. Nie był w końcu szalony…
Chyba. Chociaż głos, który słyszał z
pewnością nie należał do niego. Ktoś obcy mimo wszystko musiał tam być. Pewnie to te niematerialne widma o których
opowiadał.
Znaleźli się na podzamczu. Setki tysięcy gwiazd przyglądało się
im z zaciekawieniem i wzajemnością. Niektóre z nich niczym atakujące węże
przemykały przez niebo łapiąc swoje niewidoczne ofiary i znikając z nimi w
nieprzeniknionym mroku. Wielki księżyc wisiał jak okno w wielkim czarnym,
migoczącym pokoju. Książę usiadł na trawie przy samej krawędzi półki skalnej.
Za jego głową latała, podtrzymywana siłą woli, świeca. On zaś patrzył w niebo z
zapartym tchem. Mimo tego, jak długo tu mieszkał, niebo wciąż zachwycało.
Każdego dnia zmieniało się. Ten gwiaździsty las każdego wieczora rodzi nowe
sadzonki i z każdym dniem na nowo staje się niepowtarzalny.
Gospodarz odwrócił się twarzą do Rotha, który wciąż stał obok
wiszącej w powietrzu świecy w zadumie przyglądając się raz księciu, raz nocnemu
niebu.
- No, co tak stoisz? Siadaj. – Zachęcił, wskazując miejsce obok
siebie.
Niezniszczalny posłusznie przysiadł się. Wciąż dręczyły go
wątpliwości i skrępowanie w stosunku do swojego nowego towarzysza. Nie wiedział
ani tego jak miał na imię, ani jak się tu znalazł. W gruncie rzeczy to jego
wiedza o swojej sytuacji niewiele zmieniła się od momentu opuszczenia pustyni.
- To doprawdy cudowny widok, ale sądzę, że to nie on wprawia cię
w tak głębokie zamyślenie, kolego. – Zauważył książę.
- Zastanawiam się… - Zawahał się Roth. – Kim była osoba z którą
rozmawiałeś?
Książę zmarszczył czoło w półmroku jaki ich otaczał i westchnął.
- Obawiam się, że mój rozmówca nie chce byś się o nim
dowiedział.
Wtedy Rothowi przeszło przez myśl, że może być to osoba, która
jest związana z jego przeszłością. Może odpowiedzialna za jego pobyt na pustyni
i utratę pamięci?
- Zna mnie?
- Nie. – Odparł. – Ale nie musisz się go obawiać. Zwyczajnie nie
do końca ci jeszcze ufa. – Wyjaśnił.
- A ty skąd się tu wziąłeś? Jak odkryłeś to miejsce?
Ten odchylił głowę w tył i spojrzał centralnie w samo niebo.
Wpadł w wir wspomnień. Niewątpliwie. Miał w głowie obrazy z przeszłości. A
jakaś myśl w głowie Rotha podpowiadała mu, że owe obrazy musiały być bardzo
stare i bardzo smutne.
- Mój przyjaciel mi o nim powiedział. Gdy byłem w potrzebie,
niebezpieczeństwie. Musiałem dokądś uciec z domu. Tak znalazłem się tu. –
Wytłumaczył pokrótce.
Roth miał jeszcze jedno, kluczowe pytanie. Jednak ostatnio, gdy
je zadał, został zbyty. Nie był pewny jak książę ponownie na nie zareaguje.
- Jest jeszcze coś… - Mruknął pod nosem.
- Tak?
- Jak masz na imię?
Nastała chwila ciszy. Roth od razu gdy ją usłyszał pożałował
swojej śmiałości. Niezręczne pytanie zadane w cztery oczy to chyba najgorsze,
co może się przydarzyć w rozmowie zapoznawczej. Mimo, że było to tak proste i
podstawowe pytanie. Już miał poprosić by nie odpowiadał, gdy tamten otworzył
usta by mu odpowiedzieć:
- To bardzo skomplikowane, Roth. Nie chcę cię okłamywać, bo
cenię bardzo twoje towarzystwo po latach jakie spędziłem w samotności. Szanuję
cię i nie ostatnie czego bym chciał to być nie fair w stosunku do ciebie.
Powiem zatem tak: - Oderwał wzrok od nieba i przeniósł go na oczy swojego
zlęknionego rozmówcę. – Muszę jeszcze nabrać do ciebie zaufania by móc ci
cokolwiek o sobie powiedzieć. Boję się by nie zaszkodzić dawnym przyjaciołom i
samemu sobie. Nie tylko ty boisz się o swoje życie będąc tutaj niepewny i
zagubiony. – Mówił powoli. W jego tonie można było usłyszeć współczucie i
szczerą skruchę.
Roth pomimo oczywistego rozczarowania rozumiał doskonale obawy
księcia i postanowił go nie męczyć więcej podobnymi pytaniami. Tamten miał
rację- póki co muszą sobie jeszcze zaufać by jakiekolwiek porozumienie i
obustronny przekaz informacji był między nimi możliwy. Niezniszczalny spojrzał
raz jeszcze w gwiazdy i zachwycił się ponownie tym, co ujrzał.
- Nie ma sprawy. – Szepnął. Po czym mimowolnie jego oczy poczęły
się zamykać. Czuł w głowie ślad nadchodzącego twardego snu, na którego tak
ochoczo oczekiwał.
Komentarze
Prześlij komentarz