Rozdział 9.3 - Powrót
Z morderczych, wysokich aż do samych chmur, szczytów górskich,
Meon wraz z Biuszem przedostali się już do terenów usłanych górkami i
pagórkami. Był to niewątpliwy znak końca górskiej przeprawy, czyli
najnudniejszej części ich podróży. Wkrótce pozostawią wóz, ładnie podziękują
woźnicy, po czym przesiądą się na statek, którym dostaną się na tereny Rinzo.
Pas górski kończył się, a wraz z jego końcem pojawiały się na
ich drodze małe wioski i miasteczka. Zwiastowało to rychłemu przybyciu do
stolicy Gojonu- Petisu.
Meon z typową dla siebie ekscytacją przyglądał się coraz to
bardziej nizinnym krajobrazom. Ciężko było rozpoznać czy bardziej cieszy go
rozmaitość widokowa, czy sam fakt podróży ze starym druhem.
W normalnych okolicznościach Meon wybierałby się na takie
przejazdy, wyjścia do teatru i wywiady ze swoją żoną. W przypadku Meona towarzyszem
wszelkich jego wyjść i wyjazdów był Biusz. Mogło być to różnie postrzegane,
jednak każdy kto znał go lepiej niż tylko z okładek książek i gazet, zdawał
sobie sprawę, że nie ma on wyboru i na takie „wypady” może zabierać już jedynie
kumpli. Jego żona, gdy Biusz widział ją po raz pierwszy, była już niemal na
łożu śmierci. Niestety wszyscy nieśmiertelni szybko umierają, gdy dotyka ich
większa choroba lub są zbyt osłabieni. Keeya była piękną czarnowłosą kobietą i
mimo wieku przekraczającego wiek Biusza wciąż wyglądała na ledwie stuletnią
dziewczynę. Mądra, zaradna, zabawna- kobieta marzenie! Bywało, że kłócili się z
Meonem nawet o najgłupsze drobiazgu, ale nigdy nie trwało to zbyt długo, a po
owych sprzeczkach ich miłość zdawała się być jeszcze większa.
Byli małżeństwem trochę ponad 80 lat, kiedy do ich domu nie
wiadomo skąd dostała się jadowita pszczoła. Takich owadów nie widuje się na
Ruberze, a już na pewno nie w samym centrum Bukaju.
Keeya została użądlona i po krótkim czasie jej cudne, delikatne
ciało pokryło się opuchlizną. W szpitalu podawano jej surowice najróżniejszego
rodzaju i lekarstwa przeciwalergiczne, jednak wszystko to na próżno.
Niesamowite, że w tak
bezdusznych czasach wciąż istnieje coś takiego jak miłość.
Po tym zdarzeniu nawet wiecznie uśmiechnięty Meon został otulony
chłodnym płaszczem żałoby i smutku. Całymi nocami w końcu czuwał przy niej i
obiecywał, że nigdy żadna inna kobieta nie zastąpi jej miejsca. Całował ją i
trzymał balonową dłoń Keeyi. Gdy już odeszła było z nim ciężko. W czarnej
szacie zupełnie nie przypominał osoby, którą był. Po roku jednak na jego twarz
stopniowo zaczął powracać jego dawny uśmiech, a podkrążone oczy zabłysnęły
ponownie blaskiem niepoprawnego optymizmu.
Z głębokiej zadumy wyrwał Biusza piorun uderzający w jedną z
wysokich gór daleko na horyzoncie, a potem krzyk.
- O rany! Biusz, to już Petis! – Piszczał z przejęcia Meon
wyglądający zza okna powozu.
Woźnica zaczął nucić jakąś gojońską balladę. Biusz podążył za
wzrokiem przyjaciela i zobaczył mur z seledynowych cegieł będący kulturalnym
zabytkiem tego miasta i jego wizytówką.
Wjechali przez bramę i przywitały ich dziesiątki małych domków,
które z każdym kolejnym stawały się coraz bogaciej zdobione i większe. Zanim
przejadą przez tą metropolię minie jeszcze nieco czasu, postanowili więc, że
zanim przesiądą się na statek odpoczną jeszcze trochę na lądzie. Rozprostują
kości i zrelaksują nieco.
Póki Meon nie dostał
choroby morskiej można sobie na to pozwolić.
Komentarze
Prześlij komentarz