Rozdział 9.1 - Powrót
Po przerwie (z nieco mniejszą niż dotychczas częstotliwością) powracam do publikowania Dzieła Samotności.
Od rana trapiło Luna swędzenie ręki. Oznaczało to, że goiła się
ona po ostatnim „drobnym wypadku”. Funkcjonowanie z zabandażowaną dłonią nie
należało do rzeczy wygodnych więc Władca Wody ucieszył się odczuwając owe
swędzenie.
Netol nie odzywał się od ostatniej kłótni za co Lun w pewnym
stopniu był nawet wdzięczny losowi.
Ten człowiek, kimkolwiek
jest, jest niebezpieczny.- Władca zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy bowiem
Władca Wody nie kwestionował swojego statusu Władcy Wody, aż do tego pamiętnego
dnia gdy w jego głowie ukazał się Netol.
Lun wyszedł z pokoju, usiadł na krześle przy stole i zaczął
bazgrać coś ołówkiem na kartce papieru.
W pewnym sensie było mu brak obecności tego człowieka. On jeden
naprawdę go rozumiał. Rozumiał do tego stopnia, że był w stanie nauczyć go
lepszego panowania nad jego własnym żywiołem. Nikt inny, nawet Tiren, nie był
tak bliski rozumieniu Luna, jak czerwonooki Netol…
Lun wstał i podszedł do okna, otworzył je na rozcież, zebrał
siłą woli wilgoć z powietrza i uniósł się ku górze. Przeleciał nad kilkoma
domami i wylądował na dachu jednego z najwyższych budynków w Cenocie. Rozejrzał
się dookoła po czym postanowił wznieść się jeszcze wyżej. Zebrał wodę na której
szybował i wzniósł się wysoko, aż nad chmury.
To takie przyjemne… Dzięki
Netolu.
Wszędzie wokół niego było masę kropelek wody. Czuł się jak w
niewidzialnym i bardzo rozlazłym oceanie. Przyspieszył wzlatując tym samym w
chmury. Było mu tam chłodno, rześko, ale i bardzo bezpiecznie z uwagi na to,
ile w tym powietrzu było wody nad którą mógł dowolnie panować.
Chwilę później znalazł się tuż nad samym brzegiem morza.
Postanowił sobie trochę w nim posiedzieć. Opuścił swoje ciało w morską toń,
głową skierowaną w dół, tworząc w tym momencie wokół siebie bąbel z powietrzem.
Opadł wraz z nim na dno i zaczął spacerować oglądając swój podwody świat.
[Tylko tyle?]- Usłyszał w głowie znajomy głos, który lekko
wystraszył go. –[Tylko na tyle cię stać? Hah!]
[Zostaw mnie w spokoju! Już ci to chyba raz powiedziałem!]-
Odparł Lun, próbując opanować nerwy by tamten nie wyczuł ich nazbyt mocno.
[Żartuję… Wiesz, przyszedłem cię przeprosić.]- Poinformował
skruszonym głosem Netol. –[Głupio wyszło, bo trochę mnie poniosło… Widziałem
przecież jak tobą pomiatają i w jaki sposób traktują. Zwyczajnie zdenerwowało
mnie to, że od tak zamierzasz puścić im to wszystko płazem.]- Usprawiedliwiał
się. –[Wybaczysz mi? Strasznie cię przepraszam za tą rękę, to nie było celowe.]
Lun czuł, że tak czy inaczej nie ma specjalnego wyboru,
postanowił więc jakkolwiek zawalczyć o niezależność. Zatrzymał się i usiadł na
dnie.
[Nawet jeśli bym wybaczył, to co dalej? Sądzisz, że zaufam ci, po
tym jak popisałeś się swoją agresją? Jesteś jakimś cholerycznym psycholem.]
[Nie jestem! Zwyczajnie wyprowadziłem się z równowagi w tamtej
rozmowie.]- Bronił się błagalnym tonem. –[Mógłbym ci coś pokazać? Wykorzystać
okazję, do nauczenia cię czegoś nowego?]- Zapytał wyraźnie przygnębiony.
Nie robiło to na Władcy Wody wrażenia, jednak spodziewał się
tego, że Netol będzie próbował nauczyć go czegoś jeszcze prócz latania.
Postanowił dać mu szanse do wykazania się, wciąż pozostając przy tym czujnym.
[W porządku.]
[Wyczuj wodę dookoła siebie.]- Zaczął instruować, Netol. Lun
zamknął oczy i wychwycił najbliższe otoczenie morza w którym teraz był. Nie
rozumiał, o co konkretnie chodziło tym razem. Skupił się jednak na niej i
czekał na dalsze instrukcje. –[Skup się na pojedynczych kropelkach, widzisz jak
tworzą wspólnie hektolitry wody?]
Czuł jak układają się obok siebie tworząc całość.
[Co dalej?]- Zapytał ze zniecierpliwieniem.
[Wiesz jak oddychają ryby?]
[Przez skrzela, to chyba oczywiste.]- Parsknął w myślach. –[Masz
mnie za debila?]
[Ale w jaki sposób to robią?]
[Oddzielają drobinki tlenu z wody.]- I gdy zdał sobie z tego
sprawę, momentalnie zorientował się, co Netol chciał mu pokazać.
[Otóż to! W malutkich cząsteczkach wody są niewielkie ilości
tlenu.]
[Chcesz żebym…]
[Tak!]- Przerwał mu triumfalnym głosem. –[Na początku musisz
pozbyć się tego bąbla, bo woda musi dotykać całego twojego ciała. Pozwól jej
okrążyć cię zewsząd, tylko najpierw weź głębszy wdech.]
[Co jeżeli mi się nie uda?]
[Jak tobie się nie uda to komu innemu miałoby się to udać?]-
Zapewnił Netol. –[Najważniejsze żebyś się nie bał, pamiętaj o tym. Zawsze,
jeżeli poczujesz, że to cię przerasta, możesz wystrzelić wodę spod twoich nóg w
górę, żeby znaleźć się prędko na powierzchni.]
Lun westchnął.
Faktycznie
Puścił wodę otaczającą bąbelek biorąc ostatni, głęboki wdech
powietrza z jego wnętrza. Morze zalało przestrzeń dookoła niego.
[Doskonale. Teraz otwórz usta, ale postaw wodą wodną barierę
żeby nie wpłynęła ci do buzi.]- Instruował go.
Tak też zrobił.
[Dobra…]- Mówił spokojnie. –[Mocno wciągnij ustami powietrze
utrzymując wciąż barierę na ustach. Wyssij z tej wody tlen.]- Rzekł z
przejęciem. –[Oddziel na barierze wodę od tego, co wodą nie jest. To co jest
wodą trzymaj mocno, resztę pozwól wciągnąć w płuca.]
Lun zaczął rozdzielać kropelki i faktycznie znalazł wśród nich
coś nad czym nie panował- powietrze. Było to jednak strasznie trudne i
kosztowało go masę siły. Więcej niż przypuszczał. Działania na małych
obiektach, precyzyjnych i drobnych, wymagały paradoksalnie wykorzystania więcej
siły woli od kontroli większymi masami. Dobrze, że wcześniej jakkolwiek oswoił
się z wilgocią, to znacznie ułatwiło mu wyczuwanie tych na pozór
nieistniejących drobinek wody. Udało mu się. Wciągnął delikatną, świeżutką bryzę
morskiego powietrza prosto do płuc.
[I wydech przez nos.]- Dodał Netol. Lun czuł jak serce mu
przyspiesza, bo wydychając całkiem odruchowo próbował wziąć kolejny wdech lecz
nie miał skąd.
[Nie ma szans, Netolu. To za mało tlenu i za dużo wysiłku. Wymaga
więcej siły niż to konieczne.]- Zaalarmował Władca Wody, po czym z całej siły
wypchnął wodę spod swoich stóp ku górze. W mgnieniu oka znalazł się na
powierzchni. Usiadł na wodzie ciężko dysząc, a gdy uspokoił myśli, położył się
na falach brzuchem do góry brzuchem.
[To trzeba trenować…]- Mruknął Netol, pocieszając Luna. –[Myślę,
że to kwestia wprawy.]
-Jasne.- Wymsknęło się Lunowi i odpowiedział koledze na głos.
[Nie martw się, jest jeszcze wiele rzeczy, których będzie trzeba
się uczyć. Nie próbuj nawet rezygnować.]
[Tym bardziej czuję się zrezygnowany.]
[Ale zobacz ile już potrafisz. Latasz zawodowo! Lepiej niż
władca powietrza. Jestem pod wrażeniem!]
[Dzięki.]- Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie o swoim
locie w chmurach. Sięgnął siłą woli w powietrze i wydobył z niej wilgoć, a
następnie uniósł się w chmury raz jeszcze. –[Co dziś robiłeś?]- Spytał.
[Nic ciekawego, nudziłem się, myślałem, co tam porabiasz i jak
cię przeprosić.]
[Miło z twojej strony. Też się nudziłem.]- Odparł. –[A gdzie ty
mieszkasz?]
[Też w Cenocie.]
[Och, serio?]- Zdziwił się Lun. –[Czemu jeszcze mnie nie
odwiedziłeś?]- Zapytał pretensjonalnie.
[Odwiedziłem przecież, tylko że w głowie i snach. Zdecydowanie
bardziej wolę taką formę kontaktu.]- Wyznał.
[Nie chciałbyś się spotkać? Boisz się?]- Pytał Lun wlatując w
okno swojej willi.
[Nie.]- Stanowczo odpowiedział.
[Czemu? Przecież nic ci nie zrobię, a nie ma nic złego w
chwilowej rozmowie twarzą w twarz.]
[Nie mogę. Nie dam rady. Wybacz mi.]- Mówił smutny, ale i
zmieszany. Lunowi zrobiło się go żal bardziej niż powinno. Postanowił odpuścić.
[Może kiedyś?...]- Zastanowił się Władca Wody. –[Byłoby mi
bardzo miło. Jeśli zdarzy ci się okazja to śmiało.]
[Myślę, że kiedyś zdarzy się okazja.]- Odparł Netol. –[Pewnego
dnia zjawią się fizycznie, ale na razie lepiej będzie pozostać w sferze snów i
myśli.]
[Skoro tak ci wygodniej…]- Lun położył się na swoim łóżku
wygodnie.
[Poćwiczymy jutro oddychanie pod wodą?]- Zapytał Władcę Wody.
[Jak najbardziej… Muszę to jakkolwiek opanować.]- Odpowiedział
mu zdeterminowany.
[To dobrze. Kiedyś ci się to może przydać.]
[Jasne.]- Zgodził się z nim, zamykając oczy
[Zaśnij, pogadamy we śnie.]
[To dobry pomysł, bo czuję jak mnie muli.]
Komentarze
Prześlij komentarz