Rozdział 7.1 - Tajemnicze uczucie


Mam nadzieje, że Wielkanoc wszyscy spędzili jakkolwiek. Ja mam dość jajek i ryby na bite dwa tygodnie. Wstawiam dłuższy rozdział ku pokrzepieniu serc. Jeśli będą błędy albo literówki to INFORMOWAĆ MNIE O TYM!!!

Lun oczami poszukiwacza zobaczył żółty klejnot uczepiony do srebrnego łańcuszka.
[To też nie to...] - Westchnął Władca Wody.
[Przepraszam zatem i wracam do poszukiwań.]
Połączenie urwało się, a posmutniały Lun siedział na fotelu na wpół zdrętwiały. Ten medalion istniał od początku ludzkości i każdy już dawno temu go znaleźć i zabrać stamtąd- taka opcja była najczarniejszą z wizji Luna, a każdy kolejny nieudany dzień poszukiwań sprawiał, że stawała się ona coraz bardziej prawdopodobna. Jego smutne serce, które dopiero co nabrało nieco nadziei na normalne i szczęśliwe życie, teraz czuło się takie puste, gdy okazuje się, że jednak owego szczęścia najpewniej nie zazna. 
Leżał właśnie na swoim wielkim łóżku przypominając sobie potęgę utalentowanych osobiście na przestrzeni wieków. Najwyraźniej zapamiętał mu się generał z Ruberu, nazwany pośmiertnie Komim z Bukaj. Komi potrafił swoją siłę woli ukształtować w niewidoczną ścianę odbijającą strzały i wszystkie typy ataków. Jego talent objawił się w najważniejszym momencie w losach kontynentu, a przynajmniej jednym z najważniejszych. Podczas II wojny kontynentalnej, gdy potężny sojusz Kmiszu i Republiki Piube zajął cały kontynent, a zdziesiątkowane wojska Nulvo i Rinzo starały się ochronić ostatnią wolną od najeźdźców ziemie, poproszono króla Ruberu o pomoc. Neutralne Wyspy Innych nie chciały uczestniczyć w tym konflikcie i odmówiły. Komi jednak przypłynął do Neiravi na pomoc wbrew rozkazom z jego własnej ojczyzny. Jedną z jego najważniejszych akcji był atak na Niom- stolicę Republiki Piube. Miało to wywołać chaos i w najlepszym wypadku pojmać radnych, odpowiedzialnych za prowadzenie wojny. Mimo tego, że Komi odniósł niemalże zupełny sukces w Niomie, wojska Kmiszu i Republiki podbiły w tym czasie ostatnie tereny Nulvo i Rinzo. 
Komi dotarł pod osłoną nocy do Cenotu. Porozumiał się wtedy z Władcami i ustalili razem z rebelią plan wielkiej, rozstrzygającej bitwy. Gdy wielkie, zjednoczone wojsko sojuszu, zebrało się by zdławić ostatnie oddziały rebeliantów, Komi był już mentalnie gotów na ostateczne poświęcenie. Chciał rozproszyć chociaż część ich armii, by rebeliantom łatwiej było zdobyć przewagę. Nikt nie spodziewał się tego, co miało nastąpić. Komi okazał tej nocy pełnię swojej mocy i wszedł w stan nadpotęgi. Zawiał silny wiatr, którego Tiren nie przywołał, a gdy żołnierze Kmiszu i Piube otworzyli ogień, wszystko to odbiło się od ogromnej tarczy postawionej przez Komiego. Niewyobrażalna eksplozja energii zmiotła najeźdźców w pył. W ten sposób Nulvo, Rinzo i Eoys wróciły niebawem na mapę świata. Komi nigdy nie mógł do końca pojąć zasad panowania nad swoją mocą i podczas osiągnięcia nadpotęgi jego ciało się dosłownie stopiło z niewidzialną tarczą, którą tworzył. Ilość żołnierzy agresora, którzy zginęli podczas tego precedensu, była na tyle gigantyczna, że straty nieprzyjaciela doprowadziły wkrótce do odbicia z jego rąk okupowanych państw i zakończenia działań wojennych.
Lun podziwiał Komiego, był oddany ludziom, a w jego sercu było tak wiele miłości i dobra. Jeżeli za te kilka miesięcy ma pojawić się ktoś tak potężny jak Komi, tylko działający przeciwko światu, to byłaby to doprawdy fatalna wiadomość. 
Lun nie zauważył nawet, kiedy zamknął oczy i wszedł w objęcia snu. W jego śnie był na ulicach Cenotu. Podczas przechadzania się, nagle kątem oka dostrzegł z tylu jakiś ruch. Odwrócił się gwałtownie, jednak niczego nie zauważył, prócz ciemnej uliczki, którą podążał. Postanowił więc iść dalej, jednak tuż przed nim pojawił się jakiś człowiek. Przestraszony Lun odszedł krok w tył i patrzył na nieznajomą postać. Stał on w zielonej kurtce i ciemnych spodniach jakieś dwa metry od Władcy Wody. Miał średniej długości, czarne włosy, a na twarzy piegi i szeroki uśmiech. Nagle zaczął iść szybkim krokiem w stronę Władcy. Lun cofał się przed nim, aż w końcu odwrócił się i zaczął biec. Nieznajomy podążał za nim dalej, wyciągając do niego swoją lewą rękę. Lun wezwał wodę spod stóp, jednak nic się nie stało, jakby jakaś inna siła ciągnęła ją ku dołowi. Biegł najszybciej, jak tylko mógł lecz po chwili poczuł na swoim karku dotyk chłodnej dłoni. Odwrócił się przerażony i spojrzał wprost w czerwone oczy piegowatego mężczyzny. 
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? Masz pojęcie kim jestem?! Z kim teraz zadzierasz?! 
- Doskonale wiem, ale czy ty wiesz kim jestem ja? - Lun zastanowił się, po czym zrobił jeszcze jeden krok w tył.
- Czego chcesz? 
- Porozmawiać. – Odparł spokojnie. - Wiesz kim jestem? 
- Nie. Skąd niby mam cię znać?! 
- Znikąd. - Zaśmiał się czerwonooki szatyn. Lun zdziwił się, wciąż jednak nie opuszczając gardy. - Spokojnie przyjacielu. Nazywam się Netol. Jestem rybakiem. Bardzo lubię siedzieć nad wodą i wsłuchiwać się w szum fal i energię, którą one emanują. - Lun milczał. - To niesamowite, jak cudowne są te klimaty. Cała woda kryje tyle tajemnic, gdy ją wyczuwam to ogarnia mnie błoga lekkość, a zwłaszcza wtedy, kiedy unoszę ją w górę. 
- Ty... – Zawahał się Lun. - …Umiesz panować nad wodą? 
- Oczywiście, głuptasie! Przecież ci to chwilę temu powiedziałem. - Zaśmiał się Netol. Lun był oszołomiony. To przecież niemożliwe.
- Teraz twoja kolej, Lunie. Powiedz mi coś o sobie.
- Z jakiej racji miałbym ci cokolwiek mówić? Na jakiej podstawie miałbym ci ufać?
- Spokojna twoja głowa. Śmiało! Podziel się czymś ze mną. - Zachęcał nieznajomy. – Wiem, że w głębi duszy, tego właśnie ci trzeba.
- Też lubię siedzieć na brzegu i wsłuchiwać się w szum morza. – Wyznał zważając na słowa. -  To mnie odpręża.
- A masz dobrze rozwiniętą moc? Co najbardziej lubisz dzięki niej robić?
- Nauczyłem się ostatnio obniżać temperaturę…
- To przecież podstawa. – Przerwał mu wyraźnie zdziwiony.
- Co masz na myśli? – Oburzył się Lun
- Umiesz chociaż latać? 
- Jestem Władcą Wody, a nie powietrza. – Wyśmiał go.
- Kto tu mówi o powietrzu? - Lun nie rozumiał w ogóle o co chodzi nieznajomemu. - Nie martw się! Wszystkiego cię nauczę. Wstawaj! Pokażę ci.
- Co? - Lun otworzył oczy. Rozejrzał się i odetchnął z ulgą.
To tylko sen...
[Lunie?] - Usłyszał wezwanie w myślach. Nie było to jednak połączenie umysłów, ale coś innego, coś nieparaliżującego zmysłów, coś jak, jego własna myśl.
[Tak? O co chodzi?]
[No przecież wiesz. Chodź! Wyjdź na taras, zaraz ci wszystko pokaże.] - Lun był przerażony. Człowiek z jego snu istnieje i jakimś sposobem się z nim porozumiewa.
Czy to ten utalentowany, którego mam się bać? Potrafi mieszać w głowie i panować nad wodą!?
[Nie, to nie ja. Nie chce ci zrobić krzywdy. Proszę, zaufaj mi, ja chcę ci pomóc.]
[Słyszysz moje myśli?]
[Tak jakby…]
[Czego ty chcesz?!]
[Chyba nie słuchasz mnie... Już mówiłem, że chcę ci pomóc! Chodź na taras, nauczę cię latać.] – Objaśnił podirytowany Netol.
[Nie nauczysz! Bo ja NIE panuję nad powietrzem!]
[Nikt nie każe ci nad nim panować! Panujemy przecież nad wodą, a to w zupełności wystarczy! Sam zobaczysz, chodź!] - "Panujemy"- te słowo zmroziło Lunowi krew w żyłach. - [Chodź, Lunie. Zaufasz mi kiedy zobaczysz, że to, co mówię to prawda. Ja ci krzywdy naprawdę nie zrobię!]
[W porządku, ale…] - Nogi Luna od razu ruszyły w kierunku tarasu. Władca Wody nie panował nad nimi, spanikowany zaczął krzyczeć:
- Ratunku! Zatrzymaj mnie!
[Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą.]
[Owszem, ale na pewno NIE pod moją kontrolą!!! Natychmiast mnie zatrzymaj!]
[Nie bój się...] - Lun stał już przy barierce na końcu tarasu. - [Dobrze, zaczynamy. Poczuj wodę.] – Lun bał się, że ten psychopata go zabije. Był pewny, że każe mu skoczyć z balkonu, ale starał się zachować zimną krew, bo być może w pewnym momencie odzyska panowanie nad ciałem, a wtedy będzie musiał być gotowy do natychmiastowej ucieczki. Wciągnął powietrze i skupił się. Czuł w oddali morze. - [Nie, nie o tą wodę chodzi. Skup się na bliższym otoczeniu.] - Lun zostawił morze i poszukał wokół siebie. Znalazł parę szklanek z wodą i dzbanów. - [To też nie to. Wilgoć Lunie, W-i-l-g-o-ć.] - Lun poczuł drobne cząsteczki wody wszędzie dookoła niego. Niewidoczne kropelki były wszędzie. - [Doskonale. Przywołaj teraz dużo tych kropelek do swoich nóg i klatki piersiowej.] - Kropelki zaczęły lecieć do Luna i kumulować się przy ciele Władcy, że zaczął widzieć je prawie jako mgłę, wtedy Netol znów przemówił: [Dość! Połóż się na nich teraz, wciąż utrzymując je w powietrzu i zacznij powoli podnosić je coraz wyżej.] - Lun nigdy nie miał zbytnio dobrze rozwiniętej wyobraźni. Był strasznie zły, że sam nie wpadł na to wcześniej, jednocześnie zafascynowany był też tym, co jego „nauczyciel” mu opowiada. Ostatecznie w pełni zaufał jego słowom przewracając się na wilgoć i w rezultacie zawisł parę centymetrów nad podłogą tarasu. - [I teraz weź je do góry! I stopniowo przed siebie, ale pamiętaj- nie możesz się bać, bo możesz spaść.] - Lun poczuł jak unosi się wyżej przelatując nad barierką.
[Ja latam!] - Wykrzyknął w myślach Władca Wody. Był jednak śmiertelnie skupiony i nie patrzył w dół aby się nie przestraszyć i nie stracić kontroli.
[Moje gratulacje! Mówiłem, ze dasz sobie radę. A teraz szybciej.] - Lun czuł jak włosy powiewają mu w powietrzu, gdy stopniowo nabierał prędkości. Minął kilka domów, przyglądając się Cenotowi. - [Wyląduj na plaży, posiedzimy trochę nad wodą.] – Nakazał mu Netol. Lun siłą woli zaczął zniżać się i gdy znalazł się już nad samą plażą, opadł delikatnie na piasek.
- Dziękuję ci. – Szczerze powiedział Władca, a w jego głowie znów pojawiły się wątpliwości, dotyczące zaufania do swojego rozmówcy.
[Nie ma za co, Lunie. Cała przyjemność po mojej stronie.]
- I co teraz?
[Posłuchajmy szumu fal, to wspaniale napełni nas energią.] - Chwilę Netol się nie odzywał. Fale były dość wzburzone, Lun usiadł na piasku biorąc sobie jego garść i sypiąc nim stopniowo, układając przy tym rozmaite wzory. 
[Pytaj mnie śmiało, o co tylko chcesz.] – Zachęcił znów głos z głowy Władcy. Lun otworzył już usta, jednak przypomniał sobie, że przecież wystarczy tylko pomyśleć.
[Kim jesteś?]
[Jestem twoim nowym przyjacielem. Mam na imię Netol, panuję nad wodą i chcę ci pomóc.]
[A skąd mnie znasz?]
[Jesteś Władcą Wody! Każdy cię zna!] - Zaśmiał się Netol.
[Tak, ale nie o to mi chodzi.]
[Wiem o co ci chodzi.] - Uspokoił go Netol. - [Od pewnego czasu cię obserwowałem. Dlatego wiem jaki jesteś i że jesteśmy podobni. Polubiłem cię, zaintrygowałeś mnie.]
[Spotkaliśmy się kiedyś?]
[W twoich snach. Postanowiłem się dziś ujawnić, by cię trochę wesprzeć.] – Lun nie pamiętał swoich snów od dłuższego czasu. Od zawsze bardzo rzadko cokolwiek mu się śniło.
[Masz niesamowitą moc!]
[To nic takiego, dla ciebie przecież władza nad wodą to norma.]
[Chodzi mi o to, że rozmawiamy w mojej głowie i że pokazałeś mi się we śnie, kierowałeś moimi nogami...]
[A, to! To nic takiego. Zwyczajna umiejętność, którą też mam.] - Lun uśmiechnął się słysząc sarkastyczną skromność Netola. - [To byłby dla mnie zaszczyt zostać twoim przyjacielem, Lunie.]
[Myślę, że na razie nie mam raczej ku temu przeciwwskazań, poza tym chyba już i tak się za niego podajesz.] - Zauważył Władca Wody.
[Każdego dnia nauczę cię czegoś nowego.]
[To niesamowite, że tyle potrafisz.]
[Kwestia długoletniej wprawy w wymyślaniu nowych zastosowań wody. Tobie troszkę brakło wyobraźni i snów, ale dzięki mnie też się tego nauczysz. Chodź, polataj jeszcze, musisz przyswoić sobie tę umiejętność dobrze i nauczyć się w pełni nad nią panować.] – Zachęcił go kolega. Lun skupił się i wyczuł wilgotność w powietrzu. Przywołał ją i znów uniósł się dzięki niej nad ziemią. - [Najwięcej wilgotności jest przy zbiornikach wodnych, w chmurach i przy niektórych bagnach i lasach...] - Lun słuchał Netola z zapartym tchem. Po tylu latach samotności znalazł kogoś, kto w pełni go rozumie.



Komentarze