Rozdział 6.1 - Odkrycie


Dzisiejszego ranka nie można było porównać z żadnym innym, który miał miejsce w tym tygodniu. Słońce paliło niemiłosiernie wszystkie dzielnice Cenotu tak, że nawet cień nie dawał schronienia przed tą potworną duchotą. 
Lun siedział przy biuru oglądając okładki książek, które niedawno studiował. Wilgotności mało, wiatru brak, czuć jedynie jak fale ciepła słonecznego biją po twarzy i całym ciele, gorącem. Władca Wody skupił się jeszcze raz i stopiona woda w salonie znów przybrała kształt lodowej świeczki. Para wodna niczym dym z płonienia unosiła się znad tej kojąco-chłodnej rzeźby. 
Myśli Luna były dziś pogrążone we wspomnieniach dnia jego narodzin, które obchodzone będą na świecie już za parę miesięcy. Prawie trzy tysiące sto sześć lat temu wszystko się zaczęło. Materia stworzył pięcioro pierwszych ludzi, pierwszych nieśmiertelnych, pierwszych utalentowanych- Władców. Dał im talenty panowania nad żywiołami i zesłał z misją na ziemie. 
Materia jest istotą mogącą podróżować po galaktykach i wymiarach. Przy pomocy swego talentu stworzył pierwiastki i utrzymał je w istnieniu. 
Pewnego razu postanowił użyć całości swojej siły woli i stworzyć nasz świat. Przeniósł się do jednego z wymiarów, rozpoczął medytacje i w naszym wymiarze stworzył kule ziemską, planety, gwiazdy, nasze słońce i wszystkie pierwiastki. Zajęło mu to miliardy lat. W końcu udało mu się utworzyć obraz ciała ludzkiego, jako pana wszystkiego tego, co stworzył.  Od tego momentu wielki stwórca stał się nieruchomy, wszedł bowiem w stan nadpotęgi.
Nadpotęga to taki moment, gdy utalentowany osobiście jest u progu swych zdolności i odkrywa specjalną moc będącą rozszerzeniem swojego talentu. Specjalną zdolnością Materii było tworzenie innych żywych istot, a także nadawanie im siły woli. Jeśli Materia wyszedłby z tego stanu, wszystko i wszyscy, których stworzył ulegliby rozpadowi, a on umarłby wraz z nimi. Materia widział o tym i rozumiał, że aby utrzymać owoc swojej pracy, musi przez resztę wieczności pozostać w medytacji. Utworzył barierę pomiędzy wymiarem w którym się znajdował, a innymi by nikt nie był w stanie go wybudzić. Nie dał też żadnemu stworzeniu zdolności przenoszenia się do owego wymiaru. Wtedy pewny swej nietykalności skorzystał ze specjalnej zdolności stanu nadpotęgi i wchodząc w ten stan stworzył pięcioro Władców Żywiołów. Połączył ciało każdego z nich ze sobą.  
Na początku stworzył Tirena, ofiarował mu zdolność panowania nad powietrzem i wszystkimi gazami, które utworzył Materia oraz mianował go królem powietrza. Powietrze było potrzebne do życia najbardziej ze wszystkich żywiołów, więc najbardziej potrzebne też było stworzenie kogoś, kto by potrafił je kontrolować.
Na drugim miejscu stworzony został Omt, po to by dbał o ziemię, która była domem wszystkiego, co stworzył Materia i nie uległa ona samozniszczeniu tudzież mogła być kontrolowana, tak jak powietrze. Następnym byłem ja- Władca, który otrzymał umiejętność panowania nad wodą i wszystkimi jej stanami skupienia. Abym mógł dać ludziom i stworzeniu, życiodajnej cieczy, która rzeczywiście da życie, a nie je odbierze.
Potem powstała Gona- królowa ognia, ponieważ żywioł ognia był bardzo niebezpieczny i koniecznie musiał zostać poddany kontroli. Potrafiła ona również kierować magmą i studzić ją.
Na końcu został stworzony książę elektryczności, magnetyzmu i plazmy- Smaj. Jego „żywioł” co prawda był połączeniem sił fizycznych i znacznie różnił się od pozostałych, jednak zwykło się go nazywać Ostatnim z Żywiołów.
Potem stworzył śmiertelnych. Słabszych wolą obdarzył wiecznym życiem, a silnych- niezniszczalnością przez dwadzieścia lat ich życia. Wtedy także nałożył na Władców barierę, która nie pozwalała na zabijanie innych ludzi. Gdy jeden z Władców chciał zaatakować z zamiarem zamordowania, jego żywioł mógł ranić, ale nie zabijał, a siła woli nagle odmawiała posłuszeństwa. Stworzył to, by Władcy pod wrażeniem swoich zdolności nie mogli użyć swoich mocy do szerzenia terroru i zdobycia władzy absolutnej. W taki sposób miała zostać utrzymana równowaga- ludzie mieli chronić Władców, a Władcy mieli pomagać ludziom i nauczać ich.
Tego dnia, gdy Lun został stworzony, był w wymiarze Materii i medytujący stwórca przemówił do nich poprzez połączenie umysłów:
[Wy jesteście Władcami Żywiołów tego świata. Macie nauczać resztę stworzenia i musicie je chronić. Otrzymane zdolności z kolei potrzeba wam rozwijać i trenować, aby opanować je do perfekcji. To wasze niepowtarzalne talenty więc i wasz największy obowiązek. Tak jak ja go starannie dopracowałem do perfekcji, tak też wy macie do tego dążyć. Nie wolno wam ulegać złu i chciwości. Stale dawajcie świadectwo mego istnienia, niech każdy wie, że to ja jestem ich stwórcą i niech nikt nie próbuje mnie wybudzić z mojego snu. Dałem im siłę woli, pozwalającą sterować stworzoną przeze mnie materią, niepodlegającą żadnemu z waszych żywiołów. Żadna istota oprócz mnie nie jest jednak zdolna do samodzielnego wytwarzania materii, tak i wy sami nie stworzycie powietrza, ziemi, wody, ognia ani elektryczności, możecie jedynie je kontrolować. Wszyscy wy- ludzie, możecie dzięki mojemu połączeniu z waszymi umysłami, kontaktować się ze sobą poprzez połączenia waszych umysłów. Ja będę wiedział, kiedy dać wam dary hojne, a kiedy zesłać kary. Nigdy nie próbujcie przeklinać mnie za nic, bo moją rolą jest utrzymanie równowagi w waszym świecie. Żadne zaburzenia i zło nie będą nigdy z mojej winy lecz z winy głupców, którzy będą próbowali rządzić moim światem w pojedynkę. To oni ześlą wszelkie kataklizmy. Szukajcie śladów mego istnienia na waszej ziemi i dbajcie o siebie i o nią, ponieważ od dziś będzie ona wasza i od was zależeć będzie, czy pomrzecie na niej wszyscy, czy przeniesiecie się na inne światy i wymiary. Spamiętajcie to, co wam teraz mówię i to, co powiem wam w połączeniach umysłów, bo dzięki temu znajdziecie odpowiedzi na każde z pytań. Teraz odsyłam was na Ziemię. Na kontynent.] - Wtedy Lun poczuł, jak siedzi na czymś twardym. Otworzył oczy, był to kamień w jaskini pokrytej świecącymi kryształami. Siedział w kręgu, znajomych twarzy z jego braćmi i siostrą. 
Omt był szatynem, miał muskularne ciało i bystry wyraz twarzy, z jego oczu biła radość i zadowolenie, które wylewało się na całą twarz.
Smaj miał brązowe, krótkie włosy, był smukły. W jego oczach widać było niepewność, ale i odwagę. Był też najniższy ze wszystkich Władców. Omt zaś najwyższy z nich.
Tiren z kolei miał blond włosy, był szczupły, a twarz zdradzała jego powagę i bystrość. Sposób w jaki rozglądał się dookoła i sam jego wzrok był przerażająco inteligentny i przenikliwy.
Gona miała długie, rude włosy. Była piękna, szczupła i o podobnie bystrym, miłym oraz gorącym spojrzeniu, jak Władca Ziemi. Wyglądała jakby zaraz miała podejść do nich wszystkich i serdecznie ich uściskać.
Lun w jednym z kryształów zobaczył swoje odbicie- miał bardzo jasne blond włosy, opadające mu na ramiona. Jego oczy były ciekawe świata, zdradzały sposób myślenia zarówno logiczny, jak i sprytny. Poczuł też wówczas swoją niecierpliwość.
Usłyszał zza pleców głos:
- Cóż, widzę, że mam przed sobą Władców Żywiołów we własnych osobach. - Lun odwrócił się. To był Tiren. Patrzył ciepłym spojrzeniem na każdego z osobna. - Moi bracia i siostro, nadano nam bardzo poważną misję. Misję sprawowania władzy na tej ziemi. - Na chwilę uśmiechnął się serdecznie. Kątem oka Lun spostrzegł, że Gona i Omt również się uśmiechają, nawet znacznie szerzej od niego. - Wyjdźmy stąd, pokażmy się światu, który na nas czeka i odkryjmy nasze talenty! - Powiedział zachęcająco, wskazując na wyjście z jaskini, w której się znajdywali. Gona i Omt pobiegli w stronę światła, wybiegając z jaskini. Słychać było jak na zewnątrz krzyczą i śmieją się.
Tiren zerknął ukradkiem na Luna, ten udał, że tego nie widzi i wpatrywał się w podłogę. Podszedł do Smaja. 
- Chodźmy, nie można zwlekać. - Powiedział zachęcająco. Smaj spojrzał trochę przestraszony na Tirena, po czym jakby wybudzony ze snu zaczął rozglądać się po świecących kamieniach na ścianach jaskini. Tiren widząc jego zmieszanie położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się. - Nie bój się braciszku. Jesteśmy tu z tobą. - Smaj wciągnął powietrze do płuc po czym spojrzał na wyjście z groty i ruszył do niego pewnym krokiem. Lun widział tylko jak wychodzi, bo za chwile jego uwagę ponownie przykuł podchodzący do niego Tiren.
- Dobrze, już mnie nie ma! - Powiedział do Władcy Powietrza, wyprzedzając jego zaproszenie do wyjścia z jaskini. Ten przystanął zaskoczony. Lun poczuł jak mimowolnie jego usta układają się w szeroki uśmiech. Jak miał się nie cieszyć? Posiadł wielką moc i był tym faktem zafascynowany do tego stopnia, że niepewność związana z tym w jakiej jest sytuacji, zniknęła w mgnieniu oka. Podszedł do brata i kiwnął porozumiewawczo głową, po czym razem wyszli z jaskini. Potem zaczęli znajdować ludzi i opowiadać, pokazywać i uczyć tak, jak nakazał im Materia. 
Z czasem Omt i Gona stali się najbliższymi przyjaciółmi, świetnie się rozumieli- zawsze mieli poczucie humoru, lubili się przekomarzać, chociaż  w oczach Luna byli szalonymi lekkoduchami. Smaj trzymał się zawsze na uboczu, ale za to był najbliżej Tirena. Razem spisywali księgi i wymieniali się poglądami. Lun najbardziej lubił rozmawiać z Tirenem i Goną. Omta nigdy nie darzył zbytnią sympatią, a Smaja nie potrafił zrozumieć. Starał się rywalizować z Tirenem o przywództwo, chociaż nigdy nie jawnie i nigdy nie skutecznie. Tiren był bowiem typem przywódcy. Najstarszy z braci doskonale rozumiał wszystkich i nie miał sobie równych w pełnieniu woli Materii. Dzięki swojemu wyrozumiałemu podejściu i inteligencji nieporównywalnie kochali go. Gdy Tiren umarł, dla Smaja była to gigantyczna tragedia, po której stał się jeszcze bardziej zamknięty i wycofany niż zwykle.
Lun westchnął. Okropna dziś pogoda. Zerknął na kałuże na podłodze i już miał znów tworzyć z niej lodową świece, gdy wpadł na lepszy pomysł. Odparował tą wodę, a następnie ochłodził ją. Wilgotność w pomieszczeniu znacznie wzrosła, a temperatura spadła. Lun poczuł, jak wokół niego unoszą się maleńkie kropelki wody odbijające się od ścian i mebli. 
To odkrycie było jedynie kolejnym dowodem na to, jak nie stosował się on do polecenia Materii dotyczącego rozwijania swoich zdolności. Lun spostrzegł, że wystarczyło stworzyć tylko prawie niewidoczną mgiełkę. Jak mógł nie wpaść na ten pomysł wcześniej? 
Chwilę popatrzył, po czym skupił się i zamroził ją. To było zabawne. Nie można było się ruszyć, bo wszystkie małe kropelki, które zatrzymał w powietrzu i stwardniały, dając przy tym efekt ściany. Władca Wody po chwili roztopił je ponownie.
Wziął głęboki oddech odświeżającego, chłodnego powietrza i opadł na krzesło, dumny z nowego, genialnego w swej prostocie, odkrycia.



Komentarze