Skompresowane Myśli - Skompresowany Przekaz


3.           Skompresowany przekaz.

Podziękowałem wtedy Bogu za to, że mogę chodzić do kościoła. Za to, że urodziłem się w tym tolerancyjnym wieku, gdzie urodzenie się jako ktoś z innej narodowości nie odtrąca go jednocześnie od religii. W tych czasach ja, będąc zdeklarowanym publicznie gejem, WCIĄŻ MOGĘ WEJŚĆ DO KOŚCIOŁA I NIKT NIE ZABRONI MI TEGO BY TU BYĆ, ANI TEŻ MNIE ZA TO NIE UKAMIENUJE.
Co czyni mnie gejem? To chyba jakieś upodobnia, które jakby na to nie patrzeć, mam od BARDZO dawna. Od niedawna czuję, że chyba mogę je zmienić, gdy dawniej tak bardzo tego pragnąłem. Mógłbym się wyrzec tego, co mi się podoba dla Boga. Seksualność to nie całe moje życie, a jedynie jego część, więc przecież jakbym ją zmienił to nie stałbym się nagle kimś innym. Problemem jest to, czy faktycznie to teraz droga, którą muszę wybrać?
Mam wybór, a Bóg będzie przy mnie niezależnie od tego, co wybiorę. On przecież przełamuje konwenanse. On myśli inaczej niż „prawdziwi chrześcijanie” odrzucający homoseksualistów, bo ich zdaniem są zbokami i dewiantami. On w oczach „prawdziwych chrześcijan” przez to kim jestem, nie powinien wcale się do mnie odzywać, tak jak i nie powinien z powodu nieuzasadnionych, żydowskich uprzedzeń, odzywać się do tamtej samarytanki. On jednak to zrobił. Mało tego, przejrzał mnie, tak jak i tą samarytankę! Jej powiedział, że miała pięciu mężów, a ten z którym była, nie był jej mężem. Mi udowodnił, że nie chcę się zabić. Wiedział lepiej ode mnie, że wolę poświęcić się dla innych, niż pójść na łatwiznę i odejść z tego świata. POKAZAŁ JEJ I MI, ŻE NAS ZNA.
Nie kazał nam niczego zmieniać. Nigdy nie próbował narzucić mi, że MUSZĘ zmienić moje upodobania do chłopaków- tego zawsze chciało społeczeństwo, a przez nie też ja sam. Tak jak ona nie miała wpływu na to, że urodziła się wśród ludzi odrzuconych przez żydów, tak też ja nie miałem wpływu na to, że urodziłem się z takimi preferencjami. Z tą różnicą, że ja mogę dzięki mocy Boga to zmienić… tylko czy aby na pewno powinienem?
Bóg przychodzi do nas wszystkich. Nie zamyka przed nami drzwi kościelnych. Nie narzuca nam, ale pozostawia ten wybór, stawiając maleńki warunek (nie mam tu na myśli czystości, bo to oczywiste też w przypadku heteroseksualnych par)…
O tym warunku zaraz, bo musimy przejść kawałek dalej:
ONA PRZYSZŁA PO WODĘ DO STUDNI, A DO MIASTA WRÓCIŁA BEZ WODY, MAŁO TEGO- BEZ DZBANA NA WODĘ, Z KTÓRYM PRZYSZŁA. Samarytanka przyszła w kłamstwie, ukrywając się przed innymi. Chciała brać wodę do dzbana. Inni wmówili jej, że dzban jest niezbędny do nabrania wody, którą ugasi swoje pragnienie. Tak samo inni wmawiają mi, że muszę się ukrywać by być szczęśliwym, by ugasić swoje pragnienie akceptacji społecznej.
Bóg dał mi i jej wodę ze źródła o wiele lepszego od wszystkich innych. Wodę, która pozwala mi zrzucić z mojego serca wielki ciężar kłamstwa i ukrywania się przed wszystkimi.
Wodą życia jest miłość Boga. Ona gasi nawet fizjologiczne potrzeby, tak wielką ma moc, że czyni cuda.
Po tym, jak dostała od Niego miłość, wróciła do domu, do innych samarytan- do ludzi, w podobnej sytuacji, również odrzuconych przez żydów. Powiedziała im, że Mesjasz ją zna i że kocha mimo wszystko. Opowiadając im to, co jej powiedział, jednocześnie sama musiała przyznać się przed wszystkimi do swoich pięciu mężów. Unikała przecież ludzi i dlatego poszła do studni, gdy nikogo tam nie było! Jednak by opowiedzieć wszystko musiała się przełamać i wyjść ze swojego ukrycia.
Ja jako gej, który dostał od Boga Jego miłość, muszę teraz zanieść innym homoseksualistom dobrą nowinę o tym, że rozmawiałem z Bogiem, że on jest, że nie odrzuca nas jak reszta społeczeństwa, że też zna nasze serca i chce byśmy go kochali. My, o odmiennej orientacji, tak jak tamci z innego ludu, nie jesteśmy przez Boga odrzuceni. Samarytanie byli odrzuceni przez społeczeństwo żydów. Bóg ich nie odrzucił. On nie odrzuca nikogo.
Gdy tylko poszła, a Apostołowie chcieli dać Jezusowi jeść, on powiedział im, że je pokarm o którym oni nie wiedzą i że on pożywia się wypełnianiem woli Ojca.
Dodał też: „[…] Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud weście weszli.”
Ona idąc w prawdzie do ludu i głosząc mu o miłości Jezusa wypełniała wolę Ojca. Ta kobieta zasiała wiarę w sercach innych samarytan. Ona odwaliła, tak zwaną, brudną robotę- była siewcą. Jezus widział już wówczas, że te ziarna w nich zakiełkowały. Gdy dojrzeli, jak te bielejące pola, sami poszli do niego na żniwa. Potem wierzyli już, a nie dzięki jej słowom, ale sami i to właśnie pożywiło Jezusa. Gdyby jednak nie zasiana słowami samarytanki wiara, to żaden z nich nie uwierzyłby, a Jezus pozostałby zapewne głodny.
Była jak misjonarz.
Kiedy Bóg, powiedział mi, że mogę pomóc wielu innym ludziom, nie myślałem o tym tak, jak myślę o tym teraz. Z tego, co niedawno zrozumiałem, to On chce, żebym poszedł do swoich i pokazał im miłość Boga. Mam wrażenie, że Bóg chce, abym nawracał (tak jak samarytanka) swój lud. Mam zasiać w sercach homoseksualistów wiarę i miłość Bożą, by Jezus mógł się nią najeść. Mam być jego siewcą.
PRZYPOMINAM:
Powiedział, że zna nasze serca, że z jego mocą możemy się zmienić. MOŻEMY być sobą, jednocześnie będąc przy Bogu, ale nie wolno nam udawać kogoś, kim nie jesteśmy, ukrywać się i żyć w kłamstwie. MOŻEMY żyć inaczej i LEPIEJ, musimy się tylko, co prawda, trochę pomęczyć, ale owoce tego będą nie do opisania. Trzeba się przełamać, ale czy LEPSZE życie nie jest tego warte? MOŻEMY pić milion razy wodę ze studni, albo napić się raz wody żywej - MOŻEMY sprzedawać kłamstwa na lewo i prawo, o tym kim jesteśmy itd. i nigdy w życiu nie być sobą, ale MOŻEMY raz się przełamać i żyć potem w prawdzie, bez ciężaru tajemnicy na sercu i w zgodzie z Bogiem, będąc tylko sobą już na zawsze. Jezus czeka przy naszych beznadziejnych studniach, z których codziennie poimy się innymi rzeczami. Wyławiamy z nich kolejne kłamstwa, które tylko mają nam podtrzymać życie, nie ulepszając go przy tym. Te studnie poją nas kłamstwami, które zapewnić nam mają jedynie przetrwanie na tym świecie.
Usłyszcie mnie i usłyszcie Boga! Wyrośnijcie, dojrzejcie jak zboże, uwierzcie, żyjcie w prawdzie. Wasze życia naprawdę będą lepsze!

Na początku istnienia kościoła, chrześcijanie też byli wytykani palcami i nie akceptowano ich, ale nie ukryli się w kącie, nie uciekli i nie zamknęli się gdzieś z daleka od tych którzy ich nie akceptowali. Nie udawali kogoś, kim nie byli. My przecież nie chcemy żeby wszyscy byli tacy jak my. My zwyczajnie nie chcemy żeby inni kazali nam lubić, tak jak oni lubią. Oni nie zabronią nam przychodzić i modlić się do Boga, który kocha nas, tak samo jak ich.
Nie rzucajmy sobie kłód pod nogi i nie ukrywajmy się! Bóg nie chce, żebyśmy żyli w kłamstwie, w obawie przed odtrąceniem ze strony innych. Niegdyś tak szykanowali chrześcijan, a jeszcze wcześniej samarytan. Nikt z nich nie chciał się ukrywać.
Kiedy my się boimy, wyrzekamy się siebie, wchodzimy tym samym w grzechy. Żyjemy samotnie, bo boimy się zdania innych i tego, co będzie z nami jeśli się dowiedzą. Okłamujemy wówczas siebie i wszystkich dookoła. A przecież, jak już mówiłem- dziś nie ukamienują nas za to.
Każde kłamstwo to początek grzechu i prowadzi do złego. Okłamując innych nic nie zmieni się na lepsze, bo będziemy żyli dalej od Boga, dalej od ludzi i w ciągłym strachu, że nasz sekret się wyda. Z ciężarem na sercu i poczuciem odrzucenia będziemy pielęgnować tajemnice o nas samych, jakby faktycznie była ona straszną prawdą o nas
A nie jest.
Żyjmy NORMALNIE- jeśli się boimy to nie rzucajmy się w oczy i nie róbmy z siebie nie wiadomo kogo! Żyjmy za to w prawdzie i dobrze, wtedy Bóg będzie zawsze po naszej stronie. Będzie nam pomagać by ci, którzy nas zwyczajnie nie rozumieją i nie chcą zrozumieć, nie zrobili nam krzywdy.
Uwierzcie w to, że możecie być na tym świecie sobą i być jednocześnie szczęśliwi, bez ciągłego grzechu kłamstwa!

Marsze równości i inne takie to często bardziej polityczne sprawy. Nie chcę oceniać ich skuteczności, tak czy inaczej wiele osób dzięki nim może wyjść na ulicę (czasem przebranych, ale chociaż jakkolwiek pokazać się wśród swoich, którzy ich rozumieją) i przestać na chwile być w ukryciu.
To dla nich ulga.
Bóg chce dać nam taką ulgę ZAWSZE. Jedyne, co my musimy zrobić to zaufać Mu i żyć w prawdzie dla siebie i dla Niego. Niektórym jest ciężko, bo mają kiepsko z tolerancją wśród, ale ile osób zmieniłoby zdanie o homoseksualistach, gdyby ich najlepszy przyjaciel, czy członek najbliższej rodziny w końcu się przyznał, że nim jest i żył dalej bez wstydu i strachu? Bez krępacji… Bez kłamstw.
Nie ma sytuacji bez wyjścia. Bóg zawsze da nam wyjście, ale musimy w nie szczerze wierzyć i otworzyć się na nie. On jest jak GPS. Kiedy my skręcamy nie tam, gdzie on chce byśmy pojechali, to zaraz wyznaczy nam inną trasę, byle faktycznie udało nam się dojechać do celu. Do szczęścia i prawdziwej wolności w Boskiej miłości.
Nie możemy się zamknąć w jakimś kościele reformowalnym „otwartym na mniejszości seksualne” i w swoich homo-oazach, bo to tchórzostwo i kombinatorstwo, które niczego nie przyniesie, oprócz tworzenia KOLEJNYCH podziałów. To nie jest wyjście. Musimy żyć w naszym, świętym, powszechnym i apostolskim kościele mimo tego, że niektórzy, żyjący w nim, ślepi ludzie chcą nas z niego wykluczyć. Czy oni nie wiedzą, że Wielkiej Bożej Wspólnoty nie wolno im dzielić?
Nikt nie ma do tego prawa!
Musimy wspólnie z heteroseksualnymi, a oni wspólnie z nami, tworzyć Kościół Boży, czy im się to podoba, czy nie. Nie bać się, nie stawiać murów. Tak zawsze chciał i chce NASZ Bóg.

Jak wierzący homoseksualista może zostać świętym? Jak może żyć bez grzechu, KIEDY WCIĄŻ MUSI KŁAMAĆ, ŻE TO DZIEWCZYNY MI SIĘ PODOBAJĄ?
Odpowiedź- Nie może już kłamać.
Tylko ujawniony homoseksualista może w pełni czynić Bożą wolę.
Drodzy homo, bi i inno-seksualni, którzy to czytacie- Bóg nas kocha i jedyne czego od nas chce to tego abyśmy żyli w prawdzie i kochali go- nieważne, czy będąc z dziewczyną, czy z chłopakiem, ale będąc w PRAWDZIE.
Mogę albo prosić Boga by dał mi taką JEDYNĄ, w której się zakocham, albo żyć z chłopakiem, tak jak mi się podobają i nie ukrywać tego przed wszystkimi, okłamując przy tym siebie i innych. Ja jestem pewny, że jakbym wierzył mocno i otworzył się na dziewczyny, to On dałby mi taką, że bym się trzy razy zesrał i nogami nakrył z wrażenia, a potem zapomniał o wszystkich facetach, których w życiu widziałem. On może to zrobić. Jednak wie, jaki jestem, zna moje serce i pozwala mi być sobą, stawiając warunek- nie mogę żyć w kłamstwie. Nie mogę więcej okłamywać innych, że nie jestem gejem i jednocześnie nakazuje mi bym wśród gejów nie ukrywał się, jako czynny chrześcijanin, kochający Boga i wierzący w Niego. Mam siać ziarno, mam być samarytanką, właśnie tak mam pomóc rzeczonym „wielu ludziom”.
To moja misja.
Świętym to ja nie zostanę, bo jestem beznadziejny, ale jest wielu dobrych gejów i lesbijek, o których nie mamy pojęcia, bo ukrywają się. Są tacy, którzy żyją w lęku, a mogliby czynić dobro i głosić Bożą miłość, jakby tylko wyznali prawdę.
Mam nadzieję, że ci przyszli święci geje i lesbijki, mnie wysłuchają, ujawnią się i nie będą więcej kłamać.
Ja za to zostanę (już zostałem, za późno na odwrót) tą nieidealną, samarytanką z Biblii.
Pokażę wszystkim, że gej też może wierzyć i kochać Boga nade wszystko inne, że może żyć bez kłamstwa i ma wsparcie z nieba. Wysilę się i postaram zasiać to zboże, by świat kiedyś je zebrał w postaci dobrych, kochających Boga, szczerych i altruistycznych homoseksualistów.
Świadomość pomocy im wszystkim będzie dla mnie cudowną zapłata za to, że swoje życie poświęcę temu, aby środowisko LGBT w końcu uwierzyło. By potem wierzyli sami, a nie dzięki mojej opowieści.

Nas jest 10%... Bóg nawrócił tak wielu samarytan w zaledwie 2 dni… A ja nie jestem sam. Takich samarytanek, jak ja jest wiele- choćby na przykład we wspólnocie Wiara i Tęcza. Jeśli Bóg mi pozwoli to wspólnie z nimi, będę mógł nawracać homosiów i faktycznie czymś to zaowocuje.
Nie ukrywam, że boję się tego, co mnie czeka, jeśli wszyscy dowiedzą się o mnie, ale ufam Bogu i dla niego przełamię się, bo wiem, że on chce mojego szczęścia. Wiem, że da mi w pełnej prawdzie lepsze życie od tego, które mam teraz. Może nie zawsze w akceptacji wszystkich dookoła, ale nie każdy przecież musi mnie lubić. Tak jak ja nie muszę lubić wszystkich, np. misiewicza (sorry, musiałem).
To do tego wniosku doszedłem siedząc tam. W jednym momencie plik .rar, jaki został mi wysłany do głowy (przez podczerwień) z tabernakulum, został otwarty, a w środku… były te Myśli.

Mówią, że z pustego to i salomon nie naleje. Mówili też żydzi, że ze skały nie może wypłynąć woda. Mówią też, że gej nie może być wierzący, bo kościół jego, i jemu podobnych, nie akceptuje. Woda nie popłynie ze skały, bo to jest przecież logicznie niemożliwe. Ale wiesz co? Ze mnie właśnie popłynęła woda, mądrość Pana i Jego miłosierdzie. Zwykłemu, marnemu gejowi dał On, swojej Wody żywej.

Pozostałe Części TUTAJ



Komentarze