Rozdział 2.3 - Wielkie plany
Wstawiam ostatnią część rozdziału drugiego. Wiem, że totalnie nie trzymam się terminu, ale jakoś się tym nie przejmuję, bo nikt jeszcze na mnie nie krzyczy.
[Jakieś postępy?] - Nie lubiłem tych
łączy. Po nich czułem się przemęczony i ospały. Chciałem jednak wyjaśnić tą
sprawę.
[Tak. Znaleźliśmy ich, ale mają
certyfikaty i dobre opinie wśród ludzi dotyczące jakości ich produktów. Szlak,
który przemierzali jest zaplanowany przez urzędników z północy, którzy
dokładnie pilnują by odpowiedni towar był sprzedawany za odpowiednią cenę]
[Może to nie oni?]
[Wątpię... Nie zdarzyło się jeszcze by
któraś z północnych karawan handlowała z innym pustelnikiem, mieszkającym nieopodal
granicy Kmiszu z Urlanem, prócz ciebie.]
[W sumie to byłby niesamowity zbieg
okoliczności, gdyby był tu jeszcze ktoś, w takiej żałosnej sytuacji życiowej
jak ja.]
[Tak czy inaczej twierdzili, że ich
towar jest codziennie sprawdzany, a każdy uszkodzony przedmiot jest od razu
usuwany z magazynów.]
[W takim razie musieli się pomylić.]
[Myślę, że to możliwe...] - Rzekł Meon,
po czym nastała chwila ciszy. - [...ale w dalszym ciągu sądzę, że to nie była
wina broni, Biuszu]
[Musiała być. Człowiek, który mnie wtedy
nawiedził oberwał, bo krew się polała, ale to z nabojami musiało być coś nie
tak. Po krótkim czasie ból ustąpił i tamten wstał. Może to jakaś substancja
chemiczna, która...]
[Biuszu! Daj już spokój... Jestem
przekonany, że facet był utalentowanym, który chciał cię przestraszyć, byś dał
mu się zatrzymać. Chciał pokazać, że jesteś bezbronny, nie atakując i nie
wzbudzając paniki, nie sprowadzając na siebie kłopotów. Pewnie uciekinier.]
[Chcesz mi powiedzieć, że chciał się
jedynie zatrzymać i nastraszył mnie, bo nie chciało mu się zwracać na siebie
uwagi innych, poprzez zabicie mnie?]
[Tak to wygląda. Po prostu nie szukał
zwady, tak jak ty. Po co go od razu chciałeś wypędzić? Przecież niczym ci nie
zawinił. Miałbyś chociaż jakieś towarzystwo...]
[Wiesz, że skoro miał siłę woli, to był
w takim razie również niebezpieczny i mógł mnie zabić!] - Zdenerwowałem się -
[Nie zrobił tego, ale mógł! Byłem w niebezpieczeństwie! Ja nie mogę ryzykować,
bo jestem sam. Nie mogę nikomu ufać, ponieważ nie jestem utalentowany. Nie każ
mi bym ci o tym przypominał.]
[Tak, doskonale wiem, że Materia nie
obdarzył cię niczym szczególnym prócz nieśmiertelności... Sądzę więc, że
powinieneś wrócić na Ruber. Tu jest twoje miejsce.]
[Znowu zaczynasz? Tu jest mi dobrze.]
[Biuszu, kogo ty chcesz oszukać? Jestem
twoim przyjacielem, więc zrozum, że źle bym ci nie doradzał.]
[Meonie, ja wiem, ale zrozum, że może i
ty uznajesz to za "swoje miejsce", ale ja nie! Żyjcie se tam po wieki
wieków! Niech wam będzie, ale ja się tam znów nie wybieram.]
[Wolisz mieszkać samotnie na pustyni?
Bać się o to, że w nocy ktoś cię okradnie lub zamorduje? Co cię tam trzyma?]
[Nie chce być sam, ani się bać, ale żyje
tu ponad dwadzieścia lat całkiem sam i nie planuję zmiany tego stanu rzeczy.]
[Nie wiem czy słusznie. Nie jesteś
szczęśliwy.]
[Oczywiście, że może być lepiej, ale to
co tu mam starcza mi w zupełności.]
[Och Biuszu, przyjacielu...] - Westchnął
Meon tonem sugerującym chęć zmiany tematu. - [Dasz się chociaż namówić na jakąś
podróż? Nie chce byś był sam do końca swoich dni.]
[Miło, że mówisz mi o śmierci zwłaszcza,
gdy jestem nieśmiertelny] - Odrzekłem, po czym Meon zaśmiał się, wiedząc, że ta
propozycja to coś na co skrycie czekałem.
[Haha! Tak się tylko mówi.] -
Usprawiedliwił się. - [To co ty na to? Jeśli ty nie chcesz do mnie przyjechać,
to ja może ja przyjadę do ciebie?] - Zaproponował.
Towarzystwo Meona mogłoby wyrwać mnie z
depresji. Żyje dopiero dwieście pięć lat, więc muszę korzystać ze swej młodości
póki mnie nie dopadła żadna choroba, ani nikt nie zabił. Postanowiłem zatem
delikatnie zasugerować chęć do podróży z przyjacielem.
[W porządku, jeżeli ci na tym zależy to
przyjedź.]
[Mi zależy, ale czy tobie
również?]
Uśmiechnąłem się.
[Oczywiście! Jak mógłbym się nie cieszyć?]
[Znając ciebie- mógłbyś. Spodziewaj się
mnie w tym tygodniu, statki odpływają na bieżąco. Przybędę do stolicy Republiki
za parę dni, skąd wynajmę karawanę by mnie do ciebie przywieźli. Zostanę jednak
pewnie w Niomie na jedną noc, bo na statku spać nie potrafię, jak wiesz.]
[W porządku, nie spiesz się. Dwadzieścia
lat czekałem na tą wizytę, poczekam więc jeszcze parę dni.]
[W takim razie idź posprzątać.] -
Usłyszałem sarkastyczny ton Meona.
[Oczywiście. Zrobię wszystko by ta
wizyta była godna przyjęcia jego królewskiej mości.] - Odpowiedziałem z jeszcze
większym sarkazmem.
[Cieszę się. Idź rozprostować zmysły, bo
wiem, jak te połączenia cię ogłuszają.]
[Idę. Posprzątam i pomyślę nad tym i
owym.]
[Szykuje się kolejna przygoda.]
[Na to wygląda. Jak za starych dobrych
czasów?]
[Spakuję stare mapy, kompas i resztę
naszych gadżetów.]
[Nie zapomnij mózgownicy!]
[Oczywiście, od razu ją spakuje.] -
Oboje roześmialiśmy się po czym połączenie zostało przerwane, a ja ocknąłem się
z otwartymi oczami na fotelu. Jak zwykle nie słyszałem to tym połączeniu
telewizora, nie czułem zapachu pyłu i kurzu, nie odczuwałem także większości
fotela w którym siedziałem ani świadomości tego, jak bardzo byłem, w tamtej
chwili, głodny.
Komentarze
Prześlij komentarz