Rozdział 2.1 - Wielkie plany
Ze sporym opóźnieniem wstawiam niedzielny rozdział. W nim można dowiedzieć się już czegoś konkretnego w temacie nacji zamieszkujących uniwersum Zemsty Oceanu. Jako rekompensatę za to, że tak długo zwlekałem ze wstawieniem tego, to już jutro pojawi się kolejny fragment!
Obudziłem
się dość wcześnie. Za oknem słońce dopiero wychodziło zza horyzontu, a cały widnokrąg
był rudy jak lisia kita.
Zrobiłem sobie kawę, a potem powróciłem
do rozmyślania na temat śmierci moich kompanów i naszej siły. Uśmiechnąłem się.
To śmieszne, że tylko ja na całym świecie
mogę kontrolować wodę. Przecież nie wymaga to ode mnie żadnego wysiłku, a dla
innych, nawet najwytrwalszych i najpotężniejszych, jest to zwyczajnie
nieosiągalne. To jest prawdziwa siła. Zastanawiałem się, jak rybacy poradziliby
sobie bez moich instrukcji dotyczących łowienia lepszych i większych okazów
ryb, albo rozróżniania najlepszych pór do łowów, czy prognozowania sztormów?
Beze mnie cały kontynent dawno byłby uzależniony od kaprysów tego
niebezpiecznego żywiołu.
Woda to jest to. Nie zamieniłbym jej na żaden inny żywioł. Jest życiodajna, ale w
nadmiarze mordercza. Niebezpieczna, a za razem tak pasjonująca i tajemnicza
jest jej głębia. Taka pociągająca... Westchnąłem.
Najchętniej zamieszkałbym na jakiejś wyspie. W końcu
na Ruberze, czekają tam na mnie od niepamiętnych czasów. Od kiedy tylko pierwsi Nieśmiertelni i Niezniszczalni
rozbili tam obozy i uznali to miejsce za raj dla każdego, kto dostał od Materii
dar wiecznego życia. Jednak takiego raju
w rzeczywistości nie ma nigdzie na tym świecie. Nieśmiertelni nie mają
silnej woli, więc są bezbronni w starciu z obdarzonymi magicznie, dziką
zwierzyną, czy nawet chorobą. O tak, są bardzo podatni na choroby. Nieraz
spotkałem się z przypadkiem nieśmiertelnego chorującego na zwykłą odmianę grypy,
prostą i nawet niespecjalnie ciężką. Mimo ich dobrego stanu, obniżającej się
gorączki umierali. Są też słabi fizycznie. Większość nieśmiertelnych wygląda
jakby ich głodzono. Nigdy nie spotkałem się z takim, który miałby nadmiar
tkanki tłuszczowej, zawsze byli tacy strasznie szczupli. Prawdopodobnie to
właśnie kruchość i delikatność ich ciał jest powodem ich częstych chorób i
śmierci? Sam nie wiem, ja nigdy nie
chorowałem z powodu mojej nadzwyczajnej siły woli.
Niezniszczalni z kolei są przez wielu
uznawani za mit, bo na kontynencie nie widuje się ich już wcale, ale naprawdę
istnieją. Ponadto są mało zauważalni i myli się ich ze zwykłymi dziećmi albo
nastolatkami. Żyją najczęściej po dwadzieścia lat. Potem ich ciała nie jest już
zdolne do nadregeneracji, a nawet jakiejkolwiek regeneracji. Do dwudziestego
roku życia mogą nawet mieć połamane wszystkie kości, wstrząśnienie mózgu, wylew
i napad cukrzycy, ale ich ciało znosi ból szybko i regeneruje się tak, że
maksymalnie dwa dni po każdym wypadku są w stanie umożliwiającym im bieg przez
następne dwa dni bez odpoczynku. Mogliby żyć bez jedzenia, picia i snu, ale powodowało
to u nich wielkie osłabienie oraz podatność na choroby, których w normalnych
sytuacjach wcale nie mieli. Po tej granicy swojej niezniszczalności (dwudziestym
roku życia) starzeją się szybko, tracą siły w zastraszającym tempie, a ich
ciało wcale prawie się już nie leczy, nawet ze zwykłych zadrapań. Kilkaset lat
temu cesarz Eoys mający szczególne wpływy na całym północnym kontynencie, w
obawie, że Niezniszczalni rozpętają wojnę, kazał ich wyłapać i pozamykać w
klatkach by nie mogli się rozmnażać, a w rezultacie wyginęli. Torturowali i
eksperymentowali na nich. Nie dawano im jeść, stosowano przemoc aby sprawdzić
jakie obrażenia wystarczą by nie byli zdolni do ataku. Mierzyli też czas ich
nadregeneracji. Trwało to parę lat, ale przez ten czas ich populacja zdążyła
zmniejszyć się o 60% procent. Uciekinierzy przenosili się wraz z Nieśmiertelnymi
na Wyspy Innych, by przez swoje wyjątkowo krótkie życia móc bezpiecznie podziwiać
piękno tamtejszych krajobrazów.
I ja pewnie czułbym się tam jak w domu. Raz tylko pod
pretekstem sprawdzenia wyznawanych tam religii pojechaliśmy na Ruber i
zamieszkaliśmy tam. Przyznam, że opuszczenie tego miejsca wymagało wielkiej
siły woli, porównywalnej do unoszenia dziesięciu wielkich głazów przez cały,
upalny dzień na pustyniach Kmiszu. Udało nam się jednak w końcu powrócić na
kontynent i zamieszkać tu, w obecnej stolicy Nulvo- Cenocie, gdzie poza ważnymi
obowiązkami Władcy Wodnej Materii polegających na uśmiechaniu się i mówieniu
"ślepym o kolorach" nie mam nic do roboty. Nudzę się. Moi bracia mogą
po tylu latach służby pozwolić sobie na odpoczynek, nawet ich ciał nie
znaleziono i nie są one bezczeszczone pośmiertnie przez te niewierne hieny,
które codziennie jeszcze za mojego życia są chętne do bezczeszczenia mnie.
Co mnie tu trzyma?! Bezpieczeństwo i dobro tych
niewdzięcznych śmiertelników? Oni nawet nie chcieli oddać nam państwa pod
opiekę! Jestem przecież ostatnim z najpotężniejszych magów na świecie, którego
Materia stworzył jako Władce, a nie psa na usługi tych bezczelnych durniów! By
odwdzięczyć mi się za moje zasługi i nadnaturalne zdolności, które nie raz
uchroniły ich marne miasta przed kataklizmami, ofiarowali mi posadę Głównego
Ministra od Spraw Wyznania i Niszczenia Pogańskich Kultów. Siedzę więc
uziemiony przez tych ludzi w najnudniejszej metropolii północy, jak zwierzę
cyrkowe. Figurant, którego funkcja to ładny wygląd. Powinienem mieć władzę jako
inteligentny, charyzmatyczny i potężny mag. Urodziłem się do tego, a dokładniej-
zostałem po to stworzony. Po to istnieję. To jedyny cel mego życia- bym to ja
kierował śmiertelnymi, a nie na odwrót, tak jak jest to teraz. Kusi mnie bym to
ja przejął władze, ale nie mam jak. Materia zdawał sobie sprawę, że dając nam
tak potężną wolę i kontrole nad oddzielną materią niż powszechna, założył na
nas ograniczenie i nie możemy zabijać żywych istnień. To bariera której nie da
się złamać, nasza siła woli nie działa gdy używamy jej w celu wyrządzenia komukolwiek
krzywdy. Westchnąłem. Nie powiem, że nie chciałbym jej przełamać chociaż jeden jedyny raz...
Nie jestem szaleńcem, który chce mordować, ale po prostu nauczyć szacunku tych
bezczelnych urzędasów. Powinno mi się okazywać szacunek. Znajdę w końcu na
to sposób. Choćby nawet po trupach, ale do tego celu warto jest dążyć.
Komentarze
Prześlij komentarz