Rozdział 1.2 - Urlan, księstwo gór


Zachęcam do przeglądania dodatków tematycznych w mojej zakładce z Zemstą Oceanu, bo można tam znaleźć wiele interesujących dodatków tematycznych z cyklu Zemsta Oceanu. Ostatnimi czasy moja obecność na blogu drastycznie wzrosła więc takie teksty będą się raczej pojawiać. Jeśli w tekstach pojawiałyby się jakieś błędy to błagam o komentarze w tej sprawie, bo czasem coś wymsknie się mojej uwadze, a nie chce mi się całości znów potem edytować, wolę to robić po kawałeczku. Książkę planuje skończyć do 20. czerwca bieżącego roku. Całość pewnie zostanie tu wstawiona później, ale chodzi mi o wersje własną.
Anonimowych obserwatorów proszę o ukazanie się mi, bo zastanawia mnie, czy są tu stali bywalce o których nie wiem. Ostatnio dodałem opcję bramki e-mailowej na pasku bocznym Wywodów (i zarąbisty kursorek) więc zapraszam do pisania mi stamtąd wyznań miłosnych i oczywiście hejtów. Spamem się nie przejmuj, bo lepsze to niż milczenie (przynajmniej moim skromnym zdaniem).
  


Kto by pomyślał, że pół dnia marszu od tej pustyni całkiem zmieni się klimat? Urlan okazał się ciepłym, choć bardzo wilgotnym miejscem. Z pewnością tutejszy lud jest przyzwyczajony do częstych opadów, bo chodzą w specjalnych strojach. Płaszcze te zrobione są ze specjalnego, śliskiego materiału. Zakłada się je przez głowę, na plecach są dwa giętkie pręty, które przytrzymują daszek wykonany z tego samego płótna. Gdy ludzie w niech chodzili wyglądali całkiem zabawnie, gdyż każdy ruch łopatką, do których przymocowane były druty, oznaczał przedstawienie daszka w drugą stronę. Chociaż sprawiało to, że krople nie gromadziły się i z każdym, kolejnym krokiem były strącane z daszka to sądzę, że twórca mógł zaprojektować coś… prostszego. Ludzie w wiosce mijali się bez słowa, zachowywali wyprostowane i sztywne postawy, przez co poruszali się nienaturalnie nadęto. 
Podszedłem do oznaczonej kuflem piwa, karczmy i zapytałem paru tutejszych barmanów o noclegi. Oni jednak uświadomili mi, że nie posiadam przy sobie żadnej tutejszej waluty, a za darmo to nawet nie mam, co liczyć na jakieś noclegi. To skłoniło mnie do analizy poprzedniego dnia. Nie przypominam sobie tego miejsca, ani tego skąd wziąłem się na pustyni.
Musiałem chyba sporo się napić.- Pomyślałem niechętnie- To wyjaśniałoby brak pieniędzy.
Jedyne, co pamiętam to jakieś światła, chyba czyiś głos, który mówił do mnie...
Ah! Jestem Roth! Przypomniałem sobie jak się nazywam, to już coś!- Stwierdziłem z drwiną. Powinienem, chociaż mieć przebłyski tego, co mogło się stać, albo w ogóle, kim jestem.
Ten pustelnik zaniepokoił się moim zachowaniem, chodź nie rozumiem, czemu. Miałem wewnętrzne przeczucie, co do użycia magii, to naturalny odruch. A jego rewolwer musiał być zepsuty, albo naboje zardzewiały, albo... Sam już nie wiem. Wyglądał troszkę jakby się przeraził, ale przecież każdy umie lepiej, czy gorzej posługiwać się magią. Chociaż mi rzeczywiście się poszczęściło z tym pistoletem, przecież gdyby nie to, że było z nim coś nie tak, mógłbym zginąć... W sumie nie musiałbym się teraz głowić, co mam począć.
Wyszedłem z karczmy i zastanawiając się w dalszym ciągu nad tym wszystkim. Okrążyłem wieś w nadziei, że może przychodząc obok któregoś domu, ktoś wybiegnie krzycząc coś w stylu: "Och, Roth! Gdzie ty byłeś? Martwiliśmy się o ciebie!", ale jak na złość nikt taki się nie pojawiał. A może oni też są na pustyni? Może mnie szukają? 
Szedłem dalej, aż znalazłem się kawałek za wsią. Było tam ogromne pole z wilgotną trawą, a za nim rozciągał się łańcuch górski. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że cała wioska znajduje się w dolinie. Z południa jest trawiasty teren, który w pewnym momencie się urywa i potem pojawia się początek pustyni, zaś z pozostałych trzech stron otaczają wioskę góry. Pomyślałem, że to może w górach mam domek? 
Wszedłem, więc od najmniej stromej ze stron na szczyt jednej z górek, aby rozejrzeć się po najbliższym terenie, czy może poznam coś z tego, co tam zobaczę. Kamień, po którym wspinałem się był dość śliski, miał czarny kolor. Nie wiem, co to za skała. Zastanowiłem się nad wiedzą, którą posiadam. Kto i kiedy uczył mnie magii, rozróżniać kierunki świata i reszty tych czynności, które ostatnio wykonywałem odruchowo. Tyle pytań siedziało w mojej głowie, a każde następne tworzyło nowe, jeszcze bardziej zagmatwane. 
Patrzyłem z góry na wioskę, potem na sąsiednie góry starając się znaleźć choćby mały domek, malutką chatkę, w której mógłbym mieszkać. Niestety niczego nie dostrzegłem. Westchnąłem. Nie miałem pojęcia, co się robić. 
Wdrapałem się na wyższą górę i na jeszcze jedną, w nadziei, że może jednak coś wypatrzę. Z nosa pociekło mi kilka kropel krwi, gdy wioska wydawała się maleńka niczym paznokieć. Postanowiłem zejść by jeszcze raz przyjrzeć się po niej i popytać mieszkańców, czy może ktoś mnie tu wcześniej widział.
Nagle śliska skała wymsknęła się spod mojej dłoni i straciłem równowagę. Poczułem jak moje ciało oddala się powoli od ściany skalnej i mimo moich prób utrzymania go na niej, już chwilę później leciało najszybszą możliwą drogą na dół. Zastanawiając się, co jest nie tak, co ja tu robię i czy to mój koniec, spadałem w zdającą się nie mieć końca, przepaść.



Komentarze