Autobiografia 3

O rany! Ale osób mnie ostatnio odwiedziło, aż trudno w to uwierzyć. Czy to tak tylko przez przypadek, czy ktoś to czyta?
Wstawię szybko kolejny rozdział póki mam taką "popularność".
Chcę podkreślić tylko dla dociekliwych, że zdaję sobie sprawę iż w tych tekstach (zarówno tym, jak i poprzednich) istnieją błędy językowe. Są one jednak przeze mnie użyte celowo.
Nie zarzucajcie mi ich! To nie ja przecież jestem narrator, "pan Namowski"!
Czekam na jakiekolwiek pierwsze komentarze. Będzie mi bardzo miło zobaczyć, że ktoś faktycznie patrzy, co tu się dzieje.
Jeśli chodzi o treść kolejnego rozdziału to mamy luzik. Od tego momentu akcja będzie zmierzać ku pewnym przemianom. Osoby, które nie lubią czytać o szkolnych sceneriach, uspokajam- w szkole pojawimy się już tylko raz czytając te opowiadanie, ale to dopiero przy samym końcu. 
Taki mały spojler z mojej strony.



***

3.


Siedziałem potem w domu i w sumie nie mogłem się zebrać do niczego, bo czułem, że siedzę w gównie po uczy, a jak się siedzi do tego stopnia w gównie, to jakoś ciężko się zabrać żeby z tego gówna wyjść. Pies siedział mi na kolanach, ja siedziałem w gównie, a popijałem se piwko jak bohater.
Facebook.
Napisał do mnie dupek z osiedla czy idę na wódkę, ale stwierdziłem że nie mam ochoty. To za jakieś 4 minuty wpadło trzech dupków z wódką i zapytaniem dlaczego nie mogę. To im opowiedziałem całe zajście dość lakonicznie i szybko, bo nie chciało mi się bawić w szczegóły.
- Pieprzysz? Pedał ma cię uczyć? – Spytał Alek wybałuszając gały. – Ja pierdole! Jakaś kpina!
Polał do kielona i łyknęliśmy „Soplicy” bez popity, ale ze smakiem.
- Przeżyje jakoś, byle kurwa dała mi potem spokój. – Odparłem rzeczowo.
- Ja to bym powiedział na twoim miejscu, że jebią mnie takie układy. Albo żeby kto inny ci dawał te korki, byle nie ten frajer. – Powiedział ten drugi. W sumie to nie pamiętam jak się nazywał, ale miał wielkiego pryszcza na policzku i mnie odrzucało to jakoś bardziej niż zwykle, kiedy widywałem takie paskudztwa.
- W sumie mogłem, ale jakoś nie chce mi się już z nią pierdolić i się prosić.
Bo taka była prawda.
PS. Tak właśnie było.
- No… – Mruknął Alek.
Niewiele więcej z tej rozmowy nie pamiętam, bo spiliśmy się szybko i jak rano się obudziłem (nawet bez kaca), to już nikogo nie było.
Fejsbuk.
Wygrzebałem z listy 600 ludzi, których miałem w znajomych Radka Tyszaka i napisałem: „Ej, co z tym Polakiem?”
Polazłem do kuchni, zjadłem coś i wziąłem browarka z lodówki na pobudkę. Psu karmy nasypałem i akurat jak za jakieś 40 minut wróciłem do pokoju, usłyszałem dźwięk powiadomienia o tym, że Radek Tyszak wysłał mi wiadomość o treści: „A co ma być?”
Kurwa, czy ja muszę, serio, prosić się o wszystko?
„No jak mi te korki dasz?” - Nagryzmoliłem na klawiaturze.
Teraz odpisał szybciej, że „nie wiem, jak ci się chce to możesz do mnie wpaść jutro jakoś w wolnej chwili tylko uprzedź mnie czy rano, czy wieczorem i czy w ogóle.”
Jak dla mnie gitara. Może jak będzie jakoś w miarę szło to browarka dokupię?
To umówiłem się, że wpadnę jakoś koło 15:00 i faktycznie następnego dnia, tak jakoś z 10 minut po 15:00, byłem tam u niego pod wskazanym adresem. Zwykła kamienica, piętro 5, trzeba było zapierdalać po schodach, bo winda nie działała.
Otworzył mi drzwi i bez specjalnego zapraszania, wpuścił do środka swojego mieszkania. Ściągnąłem buty, bo jakoś, zawsze w gościach mam taki zwyczaj, ściągania butów w przedpokoju. To dość zastanawiające, że u siebie w domu mam na to wyrąbane, a u innych jakoś mnie to obchodzi.
On zaczął coś grzebać w zeszytach, a ja zająłem krzesło, które było chyba przygotowane dla mnie i cierpliwie poczekałem aż podejdzie z jakąś książką. Wyciągnąłem rękę żeby się przywitać, a on zamiast podać mi swoją, wręczył mi to coś. Jak się przyjrzałem to okazało się, że książkę, która nosiła nazwę „Ferdydurke”, a jej grubość mówiła mi stanowcze „nie.”
- Słuchaj, zaczniemy od tego, bo z tego co mi Kuliska mówiła, to będzie w poniedziałek.
- No spoko.. – Odparłem.
- Jesteś trzeźwy?
Byłem. Chyba.
- Raczej tak, ale wczoraj trochę wypiłem, a co? Czuć coś?
- Nie. – Odparł i z szafki wyjął 0,7 „Finlandii”. Co mnie dość… zszokowało. – Sorry, ale tej książki na trzeźwo nie da się omawiać.
Po jakiejś godzinie od tamtego momentu, dyskusja była na ciekawym poziomie:
- To kurwa, wszedł do niej przez okno, do domu, jak starzy byli na dole?
- No… A ona udawała, że o wszystkim wie, a w sumie to nie ogarniała, co się dzieję.
Mniej więcej w ten sposób minęły nam 4 godziny. Miałem wpaść następnego dnia koło tej samej godziny. Było całkiem spoko, ale wkurwiało mnie mimowolnie jego towarzystwo, nie wiem czy chciał mi się przypodobać kupując te wódkę, czy może uznał to za dobry sposób na poderwanie mnie? Nie chce mi się wierzyć, że koleś, który ostatnie 3 lata spędził raczej sam na korytarzu, potrafił na luzie podejść do spraw, które przecież były chyba dla niego dość istotne, skoro chciało mu się mnie uczyć na wyższą ocenę. No sami pomyślcie, jak ci na czymś zależy, to możesz się poświęcić, ale nie zrobisz z kościoła klubu „Go Go”... 

Komentarze