Autobiografia 17

Jeszcze nie wszystko, mimo że to już 18-sta z 20-stu części!
Poprzedni rozdział miał wpływ na moje życie nieco bardziej. W dniu kiedy go pisałem, jak już, kiedyś pisałem, zostałem napadnięty w tramwaju. 
Koleś nie był trzeźwy, ale o tym też pisałem i powtarzać się nie będę.
W momencie, kiedy brakowało mi już powietrza w płucach, bo zacisnął mi na szyi ręce w taki sposób, że nie miałem żadnej możliwości manewru, przypomniał mi się ten fragment o "nokaucie" ciosem w brzuch. Spróbowałem i udało mi się.
Kto by pomyślał, że takie głupoty czasem mogą nam w życiu pomagać, niektóre mniej, a inne (jak widać) znacznie bardziej.
Ja raczej jestem pacyfistą i daleko mi do bojowej postawy narratora z "Autobiografii", ale tamta sytuacja troszkę mnie nauczyła... 
Co do tego rozdziału to pisałem go po owej bójce, gdy już bezpiecznie dotarłem do domu. W szoku i lekko obolały, ale jedyne o czym myślałem to dokończyć nowele, która pomogła mi się wyrwać z uścisku (zarówno tego prawdziwego jak i tego w przenośni) w którym się znalazłem.
Życie to nie bajka... Na szczęście bajki my sami możemy tworzyć.
Oby tylko większość z nich była jednak stworzona przez nas w realnym świecie.



***

17.


Weszliśmy z Radziem do mnie. Pies zaczął mi tańczyć pod nogami. Złapałem go i uniosłem na wysokość oczu.
- Nie. – Powiedziałem mu. – Nim się zajmij. – Podałem psa Radkowi. On trochę speszony, odstawił go na podłogę.
- Jak się wabi?
- Jasiek.
Pies spojrzał na mnie, a potem, powąchał buty Radka i zaczął go okrążać, merdając wesoło ogonem. Ewidentnie polubił go bardziej niż ludzi z elity.
Wszedłem do pokoju i walnąłem się na wyrko.
- Rozgość się! – Wrzasnąłem.
Radek wszedł, rozglądając się dookoła. Szedł powoli żeby nie zdeptać mi Jaśka. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
- O co im chodziło? – Zagadał. A ja tak wybitnie nie chciałem się tłumaczyć. – Jak nie chcesz mówić to spoko, rozumiem. Mniej więcej z kontekstu wyłapałem.
Nie trzeba mi było niedomówień. Usiadłem na krawędzi łóżka.
- Przepraszam cię, Radziu. Bardzo cię przepraszam. – Nie spodziewałbym się po sobie tyle szczerości i skruchy, ile wówczas miałem w swoim rozdartym sercu. – Sprawa była przedawniona. Ci debile na mnie trochę naciskali, ja byłem w kiepskim nastroju. Złożyło się tak, że się upiłem i powiedziałem kilka gorzkich słów. Oni chcieli ci coś zrobić, a ja nie miałem wtedy siły żeby im to wybić z pustych łbów.
Słuchał mnie w milczeniu. Powiedziałem, że to było w przeddzień tego, gdy pierwszy raz zdobyłem się na odwagę by dotknąć jego ręki.
Wtedy pomyślałem znów o tym jak blisko jest od nienawiści do miłości. Nie wiem, czy działa to też w drugą stronę i nie wiem czy chcę to wiedzieć.
- Nie ma sprawy, ja się nie gniewam o to. – Zapewnił mnie z powagą w głosie. – Ale wyjaśnij mi, co ty robisz? Kłócisz się z przyjaciółmi, nagle wolisz facetów od dziewczyn… Jak mam to rozumieć?
- Nie w tym rzecz, że wolę facetów od dziewczyn. Bo nie wole. – Kiedyś powiedziałbym „nie jestem przecież pedałem”. – Ciebie wolę. To o ciebie mi chodzi. Nie wiem co robię, nie rozumiem tego, co się ze mną dzieje. – Złapałem się za głowę. – Nie wiem. Po prostu. Coś masz takiego i tyle.
Podszedł do mnie.
Pies wskoczył na łóżko i położył się obok wsłuchując się w dyskusje i udając że coś z niej czai.
Radek poczochrał mnie po włosach i powiedział
- Ej, nie zadręczaj się. Może to tylko tak chwilowo? I wiesz… Przejdzie ci?
Wątpiłem żeby tak było. Podniosłem rękę i złapałem tą dłoń, która mnie gładziła po głowie. Ciepła, gładka, ale jednak nie tak maleńka jak u jakiejś paniusi. Bez posranych paznokci, którymi można by było kogoś oślepić i bez debilnych, śmierdzących kremików.
Przykucnął przy mnie i zajrzał mi w oczy, tak jak ja, gdy zastałem go płaczącego u siebie w pokoju.
Przyciągnąłem jego rękę do siebie a on usiadł mi na kolanach.
- Mogę cię pocałować? Czy wolałbyś… - Nie dałem mu dokończyć i sam go pocałowałem. Pies zaczął szturchać mnie nosem w kolano, to drugą ręką trzepnąłem go po głowie. Obszedł nas, całujących się, jeszcze parę razy, a potem zeskoczył z łóżka i spierniczył do kuchni.
- Jasiek to fajne imię. – Zauważył Radzio.
- Mi się podoba twoje. – Zauważyłem. – Nigdy nie znałem żadnego Radka. Chociaż ciebie wolę nazywać „Radzio”. – Wyznałem i parsknąłem śmiechem. – To tak uroczo brzmi.
- Mów jak ci się podoba. – Odparł i objął mnie rękoma. – Twoje imię też mi się bardzo podoba.
- Dzięki Radziu. – I wymamrotałem, wtulając się w jego ciepłe ramię – Kocham cię.

Komentarze