Autobiografia 16
Oto nadszedł moment w którym "wszystko albo nic".
16.
Jak mi kiedyś powiedziała koleżanka- życie nigdy nie zmienia twoich planów, tylko je modyfikuje.
Mimo wszystko te drobne modyfikacje często stają się prawdziwymi kłodami na naszej, z pozoru prostej drodze od narodzin do śmierci, czy też od postanowień do osiągania celów.
I bywa, że zapierasz się rękami i nogami przed czymś, a gdy przychodzi co do czego to jednak nasze plany całkiem rozbiegają się z decyzjami podjętymi w świetle pewnych sytuacji.
Dlaczego?
Bo ostatecznie nie jesteś tym człowiekiem za którego się podajesz. Czasem sam siebie potrafisz zaskoczyć.
Mówi się, że poznajemy się całe życie, a znamy się tyle, ile nas sprawdzili inni.
Człowiek jest zmienną istotą, a to dlatego, że zarówno myśli jak i czuje...
***
16.
Telefon.
Spis połączeń.
Ulubione.
Radek.
- Siemka!
- Cześć, co tak szybko? Nie
pisałeś?
- Nie. – Odparłem zadowolony. –
Stwierdziła, że poprzednie cztery poszły tak zajebiście, że wystarcza żebym
pisał maturkę, a ty żebyś dostał 6.
- No nie pierdol! To świetnie!
Też się cieszyłem.
- Wychodź już, za pół godziny
widzimy się u mnie. Trzeba to opić! – Powiedziałem.
- Już się zbieram. Na razie!
- Pa! – To było niezmiernie czułe
jak na moje możliwości.
Leciałem jak na skrzydłach w
stronę domu. Wszystko poszło lepiej niż sam chciałem. I gdy już byłem na
podwórku pod domem, cały ciepły nastrój przysłoniły burzowe chmury. Zobaczyłem
Radka. Rozmawiał z Alkiem i Krystianem. Widziałem po co oni przyszli.
Przypomniało mi się o tym dopiero wtedy.
Podszedłem jakby nigdy nic.
- Cześć chłopaki!
- No siema! – Podali mi ręce. – Twój
znajomy czekał tu, z nami, na ciebie. – Powiedział Alek z tępym wyrazem twarzy.
- Powiedziałem im, że cię dziś
wypuściła bez pisania. – Powiedział zadowolony Radek.
- No dobrze. – Odparłem zmieszany.
Byłem między młotem, a kowadłem.
A nawet jeszcze bardziej. To był ten moment, w którym trzeba było albo pokazać
jaja jak prawdziwy facet, albo pokazać swoje umiejętności w grze aktorskiej.
- To jak? Idziemy? – Spytał Radek
unosząc brwi.
- Tak, jasne! – Odparłem, wyrwany
z gigantycznej zadumy. Zrobiłem krok do tyłu, gdy usłyszałem
- Ej, chwila! Chyba o czymś
zapomniałeś! – To był Alek. I wszyscy oprócz Radka, wiedzieli doskonale o co mu
chodziło.
- Nie, nie zapomniałem. – Odparłem
ponuro. Radek zmarszczył czoło.
- Zatem wszyscy idziemy do ciebie?
– Ponaglił Krystian.
- Nie.
Milczenie. Wiecie kto był tym
kozakiem, który to powiedział? Zgadza się.
- Jak to „nie”? Nie tak się
umawialiśmy! – Wyskoczył z mordą Alek.
- Słuchaj, daj se już spokój. – Odparłem
spokojnie.
- Nie, nie dam! Co ty
odpierdalasz, stary? Z pedałami się od teraz będziesz prowadzał?
- Nie… – I poleciała riposta
stulecia. – Tylko z nim będę się teraz prowadzał.
Lekko puknąłem Radka w plecy i
oboje zaczęliśmy iść w stronę klatki schodowej. Słyszałem za plecami głosy
chłopaków.
- O co tu chodziło? – Zapytał Radek.
- To jeszcze nie koniec. – Zapowiedziałem
słysząc jak głosy zza pleców stają się głośniejsze. Odgłos kroków wyraźniejszy.
Bardziej donośny i znacznie cięższy. Aż w końcu przeniósł się na chodnik którym
szliśmy. Tupał odważnie. Odwróciłem się i zobaczyłem zaciśniętą pięść Alka
wymierzoną prosto w moją twarz.
Jakbym nie słyszał jak ten tępy słoń
wściekle tupie, to może i by mnie to zaskoczyło. Za dobrze znałem tego
kutasiarza, żeby się tego po nim nie spodziewać. Uniknąłem ciosu i sam
przywaliłem mu w bęben. Moje ciosy w brzuch były czystymi nokautami, więc tak
jak Tomek w domu Radka, tak też i on zgiął się w pół.
- Co ty odpierdalasz, stary? Pochrzaniło
ci się coś, czy jak? – Krzyknął, podbiegając do nas Krystian.
- Wyjaśnij temu zjebowi żeby se
darował, skoro mnie nie chce posłuchać. – Pokazałem palcem na Alka.
- Sam tego chciałeś, idioto! –
Mruknął przez zęby Alek i przywalił mi z kopa w kolano.
Za mało miałem masy w nogach żeby
ten cios utkwił w tłuszczu, takim jaki miał na sobie Alek. Ukląkłem łapiąc się
za nogę, która napieprzała jak diabli.
- Sam żeś kurwa chciał! –
Wrzasnął Alek. Stanął nade mną i już miał mnie kopnąć w twarz, gdy sam dostał z
pięści po mordzie i aż się obrócił.
To był Radek.
- Odpierdol się, tak jak ci
powiedział. – Zagrzmiał.
- Nie wtrącaj się pedale! Tobą
zajmiemy się później! – Zagroził Krystian stając obok Alka, który właśnie
dochodził do siebie po niespodziewanym uderzeniu w pysk.
- Nie nazywaj go tak. – Mruknąłem.
- Bo co? Sam go tak nazywałeś,
nie pamiętasz już? – Alek odzyskał głos.
- Może i pamiętam, ale jak
widzisz, debilu, zmieniłem zdanie co do niego.
- Nie rozśmieszaj mnie, stary! –
Zadrwił ze mnie Krystian. – Chciałeś mu spuścić wpierdol, a teraz udajesz
niewiniątko?
- Nie zamierzam niczego przed
nikim udawać. – Dotarło do mnie. – Myliłem się do co Radka. Myliłem się co do
siebie i co do was. – Wyznałem całej trójce. – Chłopaki, odwalcie się od niego,
a jak wam to przeszkadza, możecie też ode mnie. Ja mam to w dupie.
Żaden nie wiedział co powiedzieć.
- Co to ma znaczyć? – Zza
chłopaków wyjrzał Kondzio, który pewnie chciał obserwować bójkę z okna, ale
zszedł na dół, bo ogarnął, że coś tu nie gra.
- Właśnie… O co tu, kurwa,
chodzi? – Spojrzał Alek.
Jak tu odpowiedzieć, kiedy samemu
nie jest się pewnym na 100% tego, co się czuje, ale na 100% wie się, czego się
chce?
- Wolę gadać z Radkiem. Jak macie
z tym problem, to sobie miejcie. Odwalcie się od niego i ode mnie, skoro się
wam nie podoba.
- Nie podoba mi się, ze mój
ziomek broni jakiejś cioty, której sam chciał spuścić wpierdol. – Powiedział Kondzio.
- Kurwa, czemu się z nim
spoufalasz? – Użył mądrego słowa Alek.
- A co? Nie wolno mi? – Odparłem
tonem pana życia, śmierci, czasu i materii. – Zabronisz mi?
- O co ci chodzi? – Krystian
pokiwał głową. – Też się zrobiłeś pedałem teraz?
- Kurwa! Ty jesteś ciotą? –
Odkrzyknął Alek, rozdziawiając paszczę.
Nastała chwila konsternacji moi
drodzy. Bo ani ja nie wiedziałem co powiedzieć, ani te czopy.
- Nie jestem ciotą. – No, nie
powiedziałem tego, chociaż powinienem był. Nie widziałem jak to powiedzieć.
Powiedział to za mnie Radek. – I on też nie jest. – Stanął w mojej obronie, gdy
mózg na język przyniósł mi tylko ślinę. – O mnie nic nie wiecie, ale jego chyba
znacie dość dobrze? – Pokazał na mnie. – A jak go znacie, to wiecie, że nie
jest ciotą. Ani pedałem. Ani chuj wie jakim jeszcze kurestwem. – Głos pana tych
czterech rzeczy o których mówiłem już parę razy wcześniej. To był on. Było nas
wtedy dwóch. Panów życia, śmierci, czasu i materii. Byliśmy my, kontra cały
nienawistny świat. Nic nam się nie mogło oprzeć, nie było na nas mocnych.
I to było właśnie to, co trzeba
było powiedzieć na głos. Chłopakom opadły ręce. Alek pokiwał głową i odwrócił
się do Kondzia, który patrzył na mnie, jakby miał zaraz coś zobaczyć.
Poczekałem jeszcze chwile i ponownie
odwróciłem się w stronę drzwi.
Komentarze
Prześlij komentarz