Autobiografia 15
Rozdział łączony.
Tak całkiem elegancko jedno przejdzie w drugie.
Trochę łez, trochę zaskoczenia, szczypta krwi i cała lawina emocji.
15.
Tak całkiem elegancko jedno przejdzie w drugie.
Trochę łez, trochę zaskoczenia, szczypta krwi i cała lawina emocji.
***
15.
Rano
przeczytałem co mi kazał i poleciałem odnieść mu jego własność. Własność, która
słodko pachniała swoim właścicielem.
Drzwi się otwierają, a zamiast Radzia
widzę tego kolesia. Tego co mi groził. Tego co niby 3 lata z Radziem był. BYŁ.
- Czego chcesz? – Spytał. To
wystarczyło by puściły mi nerwy.
- Nie twoja sprawa. Do Radka
przyszedłem.
- Radek nie może teraz podejść. –
Powiedział marszcząc czoło. – Przyjdź później.
Myślicie, że mi się chciało
chodzić w tą i z powrotem?
- Chce mu tylko oddać książkę. –
Powiedziałem lekko unosząc głos. Pomachałem mu filozofią przed zmarszczonym
ryjem i lekko pchnąłem do tyłu żeby mnie przepuścił.
On nie miał zamiaru.
Na szczęście miałem to w dupie.
Za drugim razem pchnąłem go
oburącz i ustąpił.
- Radek! Mam twoją książkę!
Wszedłem do jego pokoju a on… Siedział
skulony na łóżku. Był cały zapłakany.
- Połóż na stole i idź już. Jak
chcesz to nie musisz już przychodzić, bo wszystko przerobiliśmy. – Powiedział
na jednym wdechu chowając twarz w rękach.
Zamurowało mnie.
- Ej… Co się dzieje? – Spytałem.
Czułem się nieswojo. To nie była moja sprawa, ale jakoś tak trzeba było zadać
to pytanie.
- Nie twój interes. – Usłyszałem
zza pleców.
- Nie pytam ciebie, śmieciu. – Odwarknąłem
odwracając głowę w stronę tego gównojada.
- Ale ja ci mówię „nie twój
interes”. Oddałeś książkę? Możesz spierdalać.
No, tego już było za wiele, co
nie?
Odwróciłem się do niego i
walnąłem w brzuch z pięści. Zgiął się w pół to złapałem go za czuprynę i
pchnąłem na przedpokój.
Chwile później kucnąłem przy Radku.
- Proszę… Poradzę sobie. Nie
wtrącaj się w to. – Szepnął wciąż z rękoma w dłoniach.
Wpadł ten oszołom z przedpokoju i
pchnął mnie, że wywaliłem się na podłogę.
- Wynocha! Przeszkadzasz nam!
Skąd tyle przemocy w tak kruchym
ciele? Kopnąłem go w nogę, że sam wylądował na podłodze.
- Przestańcie się bić! – Krzyknął
w końcu Radek.
- To mu powiedz żeby wypierdalał.
– Jęknął łapiąc się za nogę. Sprawiło mi to nie lada satysfakcje.
- Proszę, idź już… Musze z nim
coś ustalić. – Powiedział , ale ja nie chciałem iść. Nie kiedy widziałem go w
tym stanie.
- To ustal to z nim szybko, bo
koleś jest jakiś pojebany. – pokazałem na niego palcem. A on siedział po
turecku na podłodze i mierzył we mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Ale proszę, w 4 oczy muszę z
nim pomówić, bo to ważne. – Powiedział patrząc w podłogę.
Ale ja nie dałem się spławić. On
nie powiedział tego z przekonaniem z którym potrafił mówić, gdy faktycznie
czegoś chciał.
- Proszę. – Powiedziałem
nalegając.
- Koleś, idź stąd, bo zadzwonię
po psy i się skończy! – Zagroził z podłogi.
- Nie! Po policje dzwonić nie
będziesz, bo jesteśmy w moim domu a nie twoim. – Odpowiedział mu Radek i od razu
poczuliśmy wszyscy kto tu rządzi. Radzio w tamtej chwili, tak jak ja, stał się
w moich oczach panem życia, śmierci, czasu i materii.
- Radek, do cholery! Kto to jest,
że stajesz w jego obronie!? – Wybuchnął.
Nie wiem jak by odpowiedział na
to pytanie, ale ja znałem odpowiedź aż za dobrze. Podszedłem do niego i za
bluzę podciągnąłem go do góry. Z przerażeniem chciał się mi wyrwać, gdy
podszedł Radek i położył mi na rękach swoją dłoń. Zimną… Lecz wciąż miękką.
- Zostaw go. To debil. – Powiedział,
przecierając drugą ręką zapłakane oczy. - Tomek, nie mamy już o czym gadać. – Zwrócił
się do niego chłodnym tonem, którym zwracał się do wszystkich, którzy nic dla niego
nie znaczyli. – Między nami wszystko skończone. – Zabrzmiał głos władcy życia,
śmierci, czasu i materii.
Zacisnął rękę na mojej dłoni i
puściłem bluzę tamtego kolesia. On spojrzał ewidentnie wściekły na Radzia i na
mnie, a potem odwrócił się i bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami.
Radek stanął przy oknie i wykrztusił
„dziękuję”.
- Nie masz za co. – Zapewniłem
szybko.
- Jest… - Równie szybko
usłyszałem z jego strony. – Byłem z nim 3 lata, a on regularnie mnie zdradzał…
Teraz przyszedł, bo chciał żebym mu wybaczył i znów wrócił do niego. Gdybyś nie
przyszedł, pewnie bym się zgodził.
- Dlaczego? – Zapytałem. – Chciałbyś
być z takim frajerem?
- Nie chce być sam… To wszystko…
- Powiedział zmartwiony.
Trzeba być świnią żeby
wykorzystywać kogoś takiego, a jeszcze go przy tym zdradzać… Nie wiedziałem, i
do dziś nie wiem, jak to jest być zdradzonym, ale to musi być paskudne uczucie.
- Mogę cię przytulić? – Zapytał.
- Jasne. Nie ma problemu. – Odparłem.
Podszedł i zawiesił mi ręce na
szyi, jakby mnie miał zaraz zacząć dusić. Złapałem go w talii i przytuliłem do
siebie. Było mi bardzo przyjemnie, ale martwiłem się o niego. Czy będzie chciał
teraz być ze mną? Ja wcale, a wcale nie byłem na to gotowy. Zawrócił mi w
głowie, ale to nie była miłość. Nie wiem co to było.
- Radziu… – Wyszło mi z ust. – Nie
wiem co mam robić.
- Ja też nie wiem – Odpowiedział
mi.
- Tylko ten… - Zająknąłem się. – Nie
płacz przy mnie więcej, bo strasznie głupio się czuję. – Jak mam się w takich
chwilach zachować?
- Przepraszam… – Mruknął. – Jak
chcesz, możesz iść. Naprawdę, nie chcę cię mieszać w swoje życie. – Puścił moją
szyję i chciał odejść, ale ja nie puściłem.
Wiecie, zebrało mi się wtedy na
odwagę. Chyba to dobrze, bo w tamtej chwili było jej potrzeba chociaż jednemu z
nas.
- Nie przepraszaj, tylko posłuchaj…
– Spojrzałem mu w oczy – Bądź twardy. Ja ci jakoś pomogę.
Pocałowałem go w usta, mocno
przytulając do siebie. Rozpaliło mnie to bardzo. Drugi raz w życiu fizycznie
poczułem, że ten facet na mnie działa aż za bardzo. Jego zapach wypełnił moje
płuca. Na twarzy nie było już oznak żadnych łez.
- Nie lubię się mazać. – Wyznał.
– Dlatego nie chciałem żebyś tu zostawał i na to patrzył.
- Ale zostałem. – Jak prawdziwy
mężczyzna. – Masz kurwa w sobie coś takiego, czego nie umiem opisać słowami. –
Dowartościowałem go. On uśmiechnął się i spuścił wzrok. Zareagowałem zatem – Nie
wstydź się! Otwórz się w końcu, chce cię lepiej poznać.
Spojrzał na mnie z niepewnością.
I zaczął opowiadać. O sobie, o rodzinie, o tym całym Tomku, o szkole trochę. No
i tak cały dzień mi opowiadał, a ja słuchałem. Siedział mi na kolanach i mówił.
Potem ja opowiadałem jemu, o swoim dzieciństwie, o ojcu, o matce i psie, o
dupkach z elity (co go bardzo śmieszyło) i o sobie… O takich rzeczach, co
nikomu o nich nie opowiadałem. Przyszło mi to łatwiej niż myślałem.
Minęło kilka dni i codziennie
widziałem się wtedy z Radziem. Opowiadał mi najróżniejsze rzeczy, a ja jemu. Potem
te 5 egzaminów. Pierwszy poszedł świetnie! Każdy następny podobnie, ale ten na
początku najlepiej, bo wiedziałem wszystko. Ostatecznie, w piątek, gdy przyszedłem
do Kuliskiej, ona pozytywnie mnie zaskoczyła.
- Panie Namowski, jestem w szoku.
– Zaczęła. – Wszystkie egzaminy! Wszystkie z poprzednich dni, napisał pan
znakomicie. To niebywałe, że cały semestr nadrobił pan, z panem Radosławem w
zaledwie tydzień. – Też byłem w szoku. – Nie musi pan pisać tego ostatniego. To
strata czasu, bo widzę, że panowie podeszli do sprawy na poważnie. Proszę
przekazać panu Tyszakowi, że ma swoje upragnione 6. Pana dopuszczam do egzaminu
maturalnego, tak jak obiecywałam.
- Dziękuje. – Powiedziałem z
uśmiechem.
- Powiem szczerze panie Namowski,
– Dodała. – że straciłam nadzieje na to, że jeszcze uda się panu do tej matury
przystąpić. Nie sądziłam, że będzie się panu chciało.
- Czasami się udaje! – Zaśmiałem
się.
- Jestem naprawdę pod wielkim
wrażeniem. Życzę panom z całego serca wszystkiego dobrego.
Powiedziała i w sumie nie wiem,
czy chodziło jej tylko o edukacje, czy może miała na myśli coś więcej… Mogła
coś podejrzewać?
- Dziękuje w imieniu swoim i
Radka – Powiedziałem. – Do widzenia!
- Do widzenia panu.
Komentarze
Prześlij komentarz