Autobiografia 12
Jak zawsze spóźniony, kolejny rozdział.
Tym razem dłuższy!
Zahacza o tematykę domową, relacji z najbliższymi, która dla każdego jest nieco inna.
Najważniejsze mieć się do kogo odezwać. A jak się ma taką osobę pod jednym dachem to już zupełnie wspaniale.
12.
Tym razem dłuższy!
Zahacza o tematykę domową, relacji z najbliższymi, która dla każdego jest nieco inna.
Najważniejsze mieć się do kogo odezwać. A jak się ma taką osobę pod jednym dachem to już zupełnie wspaniale.
***
12.
Pewnie zastanawia was, co zrobiłem?
Wróciłem do domu, koło północy, a tam w kuchni krzątała się matka. Zdziwiłem
się na jej widok, ze wzajemnością.
- Czemu nie spisz? - Zapytałem łapiąc w biegu psa, który
prawie by mnie staranował.
- Bo niedawno wróciłam z roboty. - Odpowiedziała z wnętrza
lodówki. - A ty czemu jesteś trzeźwy?
Jak zawsze potrafi zadać pytanie, na które nawet sam Bóg nie
mógłby odpowiedzieć.
- Jakoś tak wyszło.
- Jak wczoraj wróciłam, to słyszałam strzępek waszej rozmowy
z Alkiem. - Powiedziała nieśmiało, po czym dołączyła - Nie, nie wsłuchiwałam
się. Ale błagam cię, nie wpakuj się w żadne kłopoty. Jesteś dorosły. A to nie
podstawówka, żeby umawiać się na ustawki.
Ona miała racje i to tak bardzo, że bardziej się nie dało.
-Wiem przecież. - Bo jak inaczej mogłem przyznać się do oczywistego
błędu? - Poniosło mnie i tyle.
- Chłopak może cię wkurza, ale próbuje ci jakoś pomóc, z
tego co słyszałam. Nie tłumacz mi tego, bo to nie moja sprawa, ale zastanów się
co robisz.
Ja dziś miałem na to "zastanowienie się" aż za
wiele czasu.
- Mam przez niego mętlik w głowie.
Wyjęła jakieś danie gotowe i wsadziła do mikrofali, a potem
oparła się o lodówkę ze spojrzeniem detektywa.
-Ostatnio słyszałam o mętlikach w twojej głowie w gimnazjum,
jak zabujałeś się w jakiejś rudej zdzirze, a ona miała cię w dupie.
Milczenie.
Matka jak przychodzi to jest trochę jak powietrze- przemyka
do pokoju bezszelestnie i pada do wyra spać. Praca na dwie zmiany wykańcza ją,
ale znajduje czas żeby wyjść z psem rano i na noc. Nie byłem maminsynkiem, ale
kiedy już z nią gadałem to na gruncie typowej przyjaźni. Ona mnie rozumiała jak
mój pies. Obaj byli w tym domu ze mną, wiec pewnie wiele widzieli, ale nie
wiele z tego skomentowali. Często w gimbazie, jak miałem problemy z
nadużywaniem alkoholu i przemocy wobec frajerstwa z podwórka, matka umiała mi
przemówić do rozsądku, tak żebym nie czuł, że to "nudne gderanie"
tylko szczera rozmowa. Z alkoholem najpierw poddała się ona, a potem pies. Ale
w sprawie bijatyk potrafili jakoś mnie poskromić.
- Mamo, wiesz że on jest pedałem? - Nie wiedziała, skąd
miała niby o tym wiedzieć. Ale to było ostatnio moje ulubione słowo i chciałem,
żeby usłyszała je z moich ust.
- No i co z tego? - To nie było takie „Pf, sram na
niego" tylko raczej „odwal się od niego". - Szkodzi ci tym jakoś,
żebyś miał sobie w nim przez to szukać wroga?
No pewnie, że nie. Ciekawe czy dupki z elity kiedyś o tym
rozmyślały, jeśli posiadają oni jakikolwiek organ pozwalający im myśleć.
- Nie no, ale to dziwne. - Trochę tak, prawda?
- Inne ma podejście do życia od ciebie i innych. To
wszystko. - Nie wiem czy mówiła to szczerze, bo wyjmowała jedzenie z kuchenki i
zaczęła biegać po kuchni szukając czystego widelca. - W tych czasach wszyscy to
swoje klony. A jak znajdzie się ktoś z innymi zasadami i wartościami, to
ewenement. Jedni to odrzucają i uważają za wynaturzenie, a inni z kolei
stwierdzają, że to odważne i oryginalne. Ja z pewnością należę do tej drugiej
grupy.
Nie zrozumiałem tego. Pewnie miała racje, ale słowo „pedał"
było takie ciekawe teraz, że nie mogłem się skupić.
- Dobra, ja lecę, bo padam na ryj.
- Zaczekaj jeszcze chwilę. - Powiedziała siadając z żarciem
przy stole kuchennym. Oparłem się o framugę i spojrzałem, a ona łapiąc w usta
kartofla powiedziała - Ja w ciebie wierzę, synu.
Dodało mi to trochę otuchy. Położyłem się na wyrku i
patrzyłem w sufit. Dotarło do mnie wtedy dlaczego słowo „pedał" jest takie
fascynujące. A wy już wiecie? Zaskoczę was. Od podstawówki każdy znał idiotę,
kretyna, debila i pedała. to była podstawowa obelga. Nikt nie zastanawiał się
raczej nad tym, kto to taki ten cały „pedał", czy „gej". To był taki
idiota, tylko że trochę inny. Jak odruchowo mówiło się „a to pedał", to
miało się raczej na celu pojazd po tym kimś, wytykając mu kim jest, a nie
faktyczne weryfikowanie tego jaki jest. A ja zdałem sobie właśnie wtedy sprawę
z tego, że „pedał” to nie „gej”, bo stracił już swoje pierwotne znaczenie. Być
pedałem to trochę jak być idiotą. Idiota, na pierwszy rzut oka, niczym od
debila i kretyna się nie różni, a zna ktoś z was ich dokładne definicje żeby to
potwierdzić? Rozumiecie już? To znaczy, że nie ma się czym przejmować! Jakby
cię ktoś nazwał debilem to byś się przejął, że ten debil tak o tobie mówi?
Fejsbuk.
Radek offline.
Troszkę szkoda.
Zastanawiało mnie, jak ja pójdę następnego dnia się do niego
uczyć. Po tym co zaszło, nie wiedziałem czego mogę się spodziewać…
Komentarze
Prześlij komentarz