Autobiografia 10

Nie wiem czy "Autobiografia" to przykład opowiadania, czy może nowelki, ale jeśli pojawia się w niej punkt kulminacyjny, to jest on właśnie w tym rozdziale.
Mam nadzieje, że wczuliście się w historię, która ma tutaj miejsce. W emocje głównego bohatera, który jest raczej prostym człowiekiem, z lekko ukrytą ambicją i bez celów życiowych.
Czy mieliście kiedyś sytuację w której nie mogliście się przed czymś powstrzymać? Tym razem nie mówię o impulsie, ale raczej czymś na wzór "rzucam to wszystko w cholerę!".
Czasem ma się takie przemyślenia w codziennych sytuacjach, ale jeśli potrafimy się zebrać w sobie to jakoś dajemy radę i nie ulegamy im. Nieraz wymaga to od nas wielkiego samozaparcia i kontroli nad sobą. 
Czy ktoś tak impulsywny jak nasz narrator da sobie jakoś radę z poskromieniem się? 
Co my robimy w amoku? 
Szalejemy, moi drodzy, szalejemy...
Nieprzewidywalność ludzkich odruchów jest nie do ogarnięcia, ale każdy, jeden impuls, któremu ulegamy to krok bliżej do szaleństwa.
Niezaprzeczalnie...
I któregoś dnia w tym szaleństwie, które jest już dla nas szarą codziennością, trzeźwiejemy. Jeśli nie jest dla nas za późno, a mamy w sobie uśpione pokłady siły woli, stajemy i zastanawiamy się "kurwa... co się ze mną dzieje...". Kubeł zimnej wody z niebios zostaje nam wylany na głowę i doznajemy olśnienia... przeobrażenia... przemiany wewnętrznej.
Jak prawdziwy motyl.



***

10.


Następnego dnia obudziłem się z kacem i cały świat był głośny i szorstki. Wszystko przez jebanego Radka. Najgorsze było to, że czego nie zrobiłem, gdzie nie spojrzałem, to miałem w głowie gigantyczną wściekłość. Myślałem o tym jak tamten koleś… Czy on mi groził? Nie wiem i wolałem nie wiedzieć, bo chyba bym już autentycznie eksplodował, jakbym doszedł do tego wniosku. Czemu on mnie wziął za geja? Czy oni myślą, że każdy facet, który z nimi gada, to pedał? Co za idioci! Ja pierdole! A jak jeszcze pomyślałem o tym, co poczułem w jego mieszkaniu… To napełniło mnie jeszcze większym wkurwieniem.
Nie było możliwości żeby usiedzieć w miejscu.
Fejsbuk.
Cholerny Radek Tyszak zmienił status swojego, cholernego związku z „cholerny zajęty” na „cholerny wolny”. I dobrze mu tak, niech będzie sam.
I spojrzałem na jego ostatnie zdjęcie i wyszedłem z siebie do tego stopnia, że wyszedłem z domu i polazłem do niego.
Puk, puk, kurwa puk.
Była 16:40.
Otworzył mi drzwi.
- Widzę, że punktualność nie zdarza ci się zbyt często. – Zauważył na samym wejściu.
Po co ja tam przyszedłem? Mógłby mi ktoś wtedy przypomnieć? Ja wtedy stanąłem i nie miałem pojęcia, co mam powiedzieć… Więc stałem, tak jak ten cholerny słup soli, z zaciśniętymi zębami i nic nie mówiłem.
Radek westchnął i zaprosił do środka. Wszedłem i znów poczułem ten zapach. Zapach, który napełnił mnie jeszcze większym gniewem, a mógłbym chwile wcześniej przysiąc, że już gorzej być ze mną nie może. Zdobyłem się na to i jakimś niekontrolowanym ruchem, wyciągnąłem rękę na przywitanie. A on spojrzał i wiecie co on zrobił?
- I na co ci to? – Spytał z drwiną w głosie. – Jeszcze nie nauczyłeś się, że ja nie podaję ręki? - Odwrócił się TYŁEM i zaczął szukać jakiejś książki.
Ale ja nie wytrzymałem. No, najzwyczajniej w świecie, nie dałem rady.
Złapałem go za ramię, odwróciłem o 180˚, a potem złapałem prawą ręką, jego prawą rękę patrząc kamiennym wzrokiem, prosto w jego zaskoczone oczy. I trzymałem. Trzymałem go za dłoń, której nie chciał mi podać. I wiecie co? Była ciepła, miękka i zupełnie inna niż spodziewałem po kimś tak oschłym. Miał mieć je lodowate i suche. Co za niespodzianka! JA trzymałem JEGO rękę, a on był chyba tak zszokowany tym nagłym posunięciem, że nie mógł się ruszyć. Ja z resztą też. Jednak najgorsze w tej sytuacji było to, że nie było już od niej odwrotu. I tak, jak miękka była jego dłoń, tak zmiękło moje spojrzenie. I tak jak ciepła była, tak też moje wnętrze się nagle ogrzało. Źródłem tego ciepła nie była jednak dłoń, którą wciąż kurczowo ścisnąłem, ale serce, które zabiło mocno, a nie powinno było. I było mi wtedy tak przyjemnie. I usta otworzyły się same by padło jedno pytanie, tylko  to jedno i jedyne, które zdołało się w ten czas, w mojej pustej głowie urodzić.
- Czemu ty nie chcesz podać mi ręki?
Milczenie.
- Powiedz mi, czemu… - Powtórzyłem i chwyciłem w przypływie emocji druga rękę, trzymając je obie. Obie cieplutkie i mięciutkie. I mówię wam, najszczerzej jak tylko potrafię, że nie miałem wtedy absolutnie żadnego pojęcia, co ja wyprawiam.
- Nie mogę… Jestem gejem i ja wiem, że nie chcecie się do mnie dotykać. – Odrzekł cicho.
Pierwszy raz wtedy usłyszałem od niego, że jest gejem i zrozumiałem jak bardzo dystansował się ode mnie i wszystkich dookoła. Wszystko zrozumiałem. A przynajmniej to czemu nie ćwiczył na WF’ie, czemu nigdy nie podawał ręki i czemu był taki zamknięty w sobie. Bo on nie chce żeby inni pomyśleli, że on jest jakimś chorym zbokiem, że chce ich dotykać i myśleć o tym potem. Albo czerpać z tego jakąś satysfakcje. On na żadną satysfakcje nie chciał sobie pozwolić. Jak okrutnie… Czy wy rozumiecie, że on był tak ograniczony przez siebie samego, jak ci ludzie w łagrach? On mógł żyć, ale sam sobie zrobił więzienie i inny świat, z którego nie potrafił się wydostać. Był jakby za niewidzialną ścianą. Ścianą, którą ja wtedy zburzyłem. Był jak ci ludzie cierpiący w medalionach, ale cierpiał tylko  wewnętrznie. W tamtych czasach mordowali żydów, ale przecież gejów też, co nie? Teraz tępią ich psychicznie tacy jak Alek, więc co to w sumie za różnica? Kurde, on od tej formy i gęb i pup i tego gówna nie może uciec... A chciał. Kiedy powiedział, tam komuś po studniówce, o tym, że jest gejem. Jednak i tak skreślili go. Ci, którzy nawet go nie znali. Ja również. Bo przecież łatwiej jest myśleć stereotypami, czyż nie? Bo o wiele prościej było widzieć w nim kogoś, kto nie może mieć miękkiej i ciepłej dłoni. Kogoś, kto nie jest człowiekiem, takim jak inni, a przez to jest gorszy.
A najlepsze jest to, że nie wiem czy to co wtedy pomyślałem, to była prawda... Ale tak pomyślałem i uwierzyłem i zrozumiałem, do niego trochę podobny. Że też bym chciał się wyrwać, bo wcale nie jest mi dobrze za tymi niewidzialnymi ścianami, które postawiłem między sobą i innymi. Za tymi kratami z dziurką na dłoń, którą dotykałem dłoni dupków z elity. Lecz wtedy dotykałem jego. I było to coś innego, ale nie miałem pojęcia co.
Przyciągnąłem jego dłonie do siebie, a razem z nimi całego jego. Nie był wielkim kawałem chłopa, ale tez nie szkieletem, którym można by było rzucać jak laleczką. Był taki jak ja, a ja byłem jak on. I może on nie rozumiał mnie, ale ja jego na tamtą chwile tak.
- Pięknie pachniesz. – W końcu to ze mnie wyszło... Bo nawet w tych zasranych didaskaliach (czy jak to się tam nazywa) nie miałem odwagi o tym powiedzieć.
- Co?
On był już w takim szoku, że chyba nie wiedziałby jak ma na imię, jakbym go wtedy o to spytał. Niezła faza, he he.
Najbardziej szalony dzień w moim życiu. Na kacu oczywiście, żeby nie było.
Jedną ręką trzymałem jego obie dłonie, a drugą złapałem za ramię, to które przed chwilą odwróciłem o 180˚, tak jak swoje myśli w przeciągu tamtej chwili odwróciły się i tak jak pisałem na początku tej historii. O ile jeszcze pamiętacie.
Jeden moment, impuls jak ten, przy uderzeniu tego kolesia z pryszczem na ryju. Taki właśnie impuls wystarczył bym przyciągnął Radka za ramię, o ostatni dzielący nas krok i dotknął ust, ale wszyscy wiemy, że nie rękoma, bo miałem je zajęte. Nogą rzecz jasna też nie, bo na kacu to bym nie ustał na jednej. Moimi ustami. Dotknąłem swoimi ustami. Jego ust dotknąłem.
I otrzeźwiałem, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Odskoczyłem i pobiegłem w stronę drzwi. A potem po schodach, bo ta zasrana winda była wiecznie zepsuta. I biegiem, biegiem jak najdalej stamtąd. Jak najdalej ciałem i jak najdalej myślami.

Komentarze