Autobiografia 10
Nie wiem czy "Autobiografia" to przykład opowiadania, czy może nowelki, ale jeśli pojawia się w niej punkt kulminacyjny, to jest on właśnie w tym rozdziale.
Mam nadzieje, że wczuliście się w historię, która ma tutaj miejsce. W emocje głównego bohatera, który jest raczej prostym człowiekiem, z lekko ukrytą ambicją i bez celów życiowych.
Czy mieliście kiedyś sytuację w której nie mogliście się przed czymś powstrzymać? Tym razem nie mówię o impulsie, ale raczej czymś na wzór "rzucam to wszystko w cholerę!".
Czasem ma się takie przemyślenia w codziennych sytuacjach, ale jeśli potrafimy się zebrać w sobie to jakoś dajemy radę i nie ulegamy im. Nieraz wymaga to od nas wielkiego samozaparcia i kontroli nad sobą.
Czy ktoś tak impulsywny jak nasz narrator da sobie jakoś radę z poskromieniem się?
Co my robimy w amoku?
Szalejemy, moi drodzy, szalejemy...
Nieprzewidywalność ludzkich odruchów jest nie do ogarnięcia, ale każdy, jeden impuls, któremu ulegamy to krok bliżej do szaleństwa.
Niezaprzeczalnie...
I któregoś dnia w tym szaleństwie, które jest już dla nas szarą codziennością, trzeźwiejemy. Jeśli nie jest dla nas za późno, a mamy w sobie uśpione pokłady siły woli, stajemy i zastanawiamy się "kurwa... co się ze mną dzieje...". Kubeł zimnej wody z niebios zostaje nam wylany na głowę i doznajemy olśnienia... przeobrażenia... przemiany wewnętrznej.
Jak prawdziwy motyl.
10.
Mam nadzieje, że wczuliście się w historię, która ma tutaj miejsce. W emocje głównego bohatera, który jest raczej prostym człowiekiem, z lekko ukrytą ambicją i bez celów życiowych.
Czy mieliście kiedyś sytuację w której nie mogliście się przed czymś powstrzymać? Tym razem nie mówię o impulsie, ale raczej czymś na wzór "rzucam to wszystko w cholerę!".
Czasem ma się takie przemyślenia w codziennych sytuacjach, ale jeśli potrafimy się zebrać w sobie to jakoś dajemy radę i nie ulegamy im. Nieraz wymaga to od nas wielkiego samozaparcia i kontroli nad sobą.
Czy ktoś tak impulsywny jak nasz narrator da sobie jakoś radę z poskromieniem się?
Co my robimy w amoku?
Szalejemy, moi drodzy, szalejemy...
Nieprzewidywalność ludzkich odruchów jest nie do ogarnięcia, ale każdy, jeden impuls, któremu ulegamy to krok bliżej do szaleństwa.
Niezaprzeczalnie...
I któregoś dnia w tym szaleństwie, które jest już dla nas szarą codziennością, trzeźwiejemy. Jeśli nie jest dla nas za późno, a mamy w sobie uśpione pokłady siły woli, stajemy i zastanawiamy się "kurwa... co się ze mną dzieje...". Kubeł zimnej wody z niebios zostaje nam wylany na głowę i doznajemy olśnienia... przeobrażenia... przemiany wewnętrznej.
Jak prawdziwy motyl.
***
10.
Następnego dnia obudziłem się z
kacem i cały świat był głośny i szorstki. Wszystko przez jebanego Radka.
Najgorsze było to, że czego nie zrobiłem, gdzie nie spojrzałem, to miałem w
głowie gigantyczną wściekłość. Myślałem o tym jak tamten koleś… Czy on mi
groził? Nie wiem i wolałem nie wiedzieć, bo chyba bym już autentycznie
eksplodował, jakbym doszedł do tego wniosku. Czemu on mnie wziął za geja? Czy
oni myślą, że każdy facet, który z nimi gada, to pedał? Co za idioci! Ja
pierdole! A jak jeszcze pomyślałem o tym, co poczułem w jego mieszkaniu… To
napełniło mnie jeszcze większym wkurwieniem.
Nie było możliwości żeby usiedzieć w miejscu.
Fejsbuk.
Cholerny Radek Tyszak zmienił status swojego, cholernego
związku z „cholerny zajęty” na „cholerny wolny”. I dobrze mu tak, niech będzie
sam.
I spojrzałem na jego ostatnie zdjęcie i wyszedłem z siebie
do tego stopnia, że wyszedłem z domu i polazłem do niego.
Puk, puk, kurwa puk.
Była 16:40.
Otworzył mi drzwi.
- Widzę, że punktualność nie zdarza ci się zbyt często. –
Zauważył na samym wejściu.
Po co ja tam przyszedłem? Mógłby mi ktoś wtedy przypomnieć?
Ja wtedy stanąłem i nie miałem pojęcia, co mam powiedzieć… Więc stałem, tak jak
ten cholerny słup soli, z zaciśniętymi zębami i nic nie mówiłem.
Radek westchnął i zaprosił do środka. Wszedłem i znów
poczułem ten zapach. Zapach, który napełnił mnie jeszcze większym gniewem, a
mógłbym chwile wcześniej przysiąc, że już gorzej być ze mną nie może. Zdobyłem
się na to i jakimś niekontrolowanym ruchem, wyciągnąłem rękę na przywitanie. A
on spojrzał i wiecie co on zrobił?
- I na co ci to? – Spytał z drwiną w głosie. – Jeszcze nie
nauczyłeś się, że ja nie podaję ręki? - Odwrócił się TYŁEM i zaczął szukać
jakiejś książki.
Ale ja nie wytrzymałem. No, najzwyczajniej w świecie, nie
dałem rady.
Złapałem go za ramię, odwróciłem o 180˚, a potem złapałem
prawą ręką, jego prawą rękę patrząc kamiennym wzrokiem, prosto w jego
zaskoczone oczy. I trzymałem. Trzymałem go za dłoń, której nie chciał mi podać.
I wiecie co? Była ciepła, miękka i zupełnie inna niż spodziewałem po kimś tak
oschłym. Miał mieć je lodowate i suche. Co za niespodzianka! JA trzymałem JEGO
rękę, a on był chyba tak zszokowany tym nagłym posunięciem, że nie mógł się
ruszyć. Ja z resztą też. Jednak najgorsze w tej sytuacji było to, że nie było
już od niej odwrotu. I tak, jak miękka była jego dłoń, tak zmiękło moje
spojrzenie. I tak jak ciepła była, tak też moje wnętrze się nagle ogrzało.
Źródłem tego ciepła nie była jednak dłoń, którą wciąż kurczowo ścisnąłem, ale
serce, które zabiło mocno, a nie powinno było. I było mi wtedy tak przyjemnie.
I usta otworzyły się same by padło jedno pytanie, tylko to jedno i jedyne, które zdołało się w ten
czas, w mojej pustej głowie urodzić.
- Czemu ty nie chcesz podać mi ręki?
Milczenie.
- Powiedz mi, czemu… - Powtórzyłem i chwyciłem w przypływie
emocji druga rękę, trzymając je obie. Obie cieplutkie i mięciutkie. I mówię wam,
najszczerzej jak tylko potrafię, że nie miałem wtedy absolutnie żadnego
pojęcia, co ja wyprawiam.
- Nie mogę… Jestem gejem i ja wiem, że nie chcecie się do
mnie dotykać. – Odrzekł cicho.
Pierwszy raz wtedy usłyszałem od niego, że jest gejem i
zrozumiałem jak bardzo dystansował się ode mnie i wszystkich dookoła. Wszystko
zrozumiałem. A przynajmniej to czemu nie ćwiczył na WF’ie, czemu nigdy nie
podawał ręki i czemu był taki zamknięty w sobie. Bo on nie chce żeby inni
pomyśleli, że on jest jakimś chorym zbokiem, że chce ich dotykać i myśleć o tym
potem. Albo czerpać z tego jakąś satysfakcje. On na żadną satysfakcje nie
chciał sobie pozwolić. Jak okrutnie… Czy wy rozumiecie, że on był tak
ograniczony przez siebie samego, jak ci ludzie w łagrach? On mógł żyć, ale sam
sobie zrobił więzienie i inny świat, z którego nie potrafił się wydostać. Był
jakby za niewidzialną ścianą. Ścianą, którą ja wtedy zburzyłem. Był jak ci
ludzie cierpiący w medalionach, ale cierpiał tylko wewnętrznie. W tamtych czasach mordowali
żydów, ale przecież gejów też, co nie? Teraz tępią ich psychicznie tacy jak
Alek, więc co to w sumie za różnica? Kurde, on od tej formy i gęb i pup i tego
gówna nie może uciec... A chciał. Kiedy powiedział, tam komuś po studniówce, o
tym, że jest gejem. Jednak i tak skreślili go. Ci, którzy nawet go nie znali. Ja
również. Bo przecież łatwiej jest myśleć stereotypami, czyż nie? Bo o wiele
prościej było widzieć w nim kogoś, kto nie może mieć miękkiej i ciepłej dłoni.
Kogoś, kto nie jest człowiekiem, takim jak inni, a przez to jest gorszy.
A najlepsze jest to, że nie wiem czy to co wtedy pomyślałem,
to była prawda... Ale tak pomyślałem i uwierzyłem i zrozumiałem, do niego
trochę podobny. Że też bym chciał się wyrwać, bo wcale nie jest mi dobrze za
tymi niewidzialnymi ścianami, które postawiłem między sobą i innymi. Za tymi
kratami z dziurką na dłoń, którą dotykałem dłoni dupków z elity. Lecz wtedy
dotykałem jego. I było to coś innego, ale nie miałem pojęcia co.
Przyciągnąłem jego dłonie do siebie, a razem z nimi całego
jego. Nie był wielkim kawałem chłopa, ale tez nie szkieletem, którym można by
było rzucać jak laleczką. Był taki jak ja, a ja byłem jak on. I może on nie
rozumiał mnie, ale ja jego na tamtą chwile tak.
- Pięknie pachniesz. – W końcu to ze mnie wyszło... Bo nawet
w tych zasranych didaskaliach (czy jak to się tam nazywa) nie miałem odwagi o
tym powiedzieć.
- Co?
On był już w takim szoku, że chyba nie wiedziałby jak ma na
imię, jakbym go wtedy o to spytał. Niezła faza, he he.
Najbardziej szalony dzień w moim życiu. Na kacu oczywiście,
żeby nie było.
Jedną ręką trzymałem jego obie dłonie, a drugą złapałem za
ramię, to które przed chwilą odwróciłem o 180˚, tak jak swoje myśli w przeciągu
tamtej chwili odwróciły się i tak jak pisałem na początku tej historii. O ile
jeszcze pamiętacie.
Jeden moment, impuls jak ten, przy uderzeniu tego kolesia z
pryszczem na ryju. Taki właśnie impuls wystarczył bym przyciągnął Radka za
ramię, o ostatni dzielący nas krok i dotknął ust, ale wszyscy wiemy, że nie
rękoma, bo miałem je zajęte. Nogą rzecz jasna też nie, bo na kacu to bym nie
ustał na jednej. Moimi ustami. Dotknąłem swoimi ustami. Jego ust dotknąłem.
I otrzeźwiałem, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Odskoczyłem i pobiegłem w stronę drzwi. A potem po schodach, bo ta zasrana
winda była wiecznie zepsuta. I biegiem, biegiem jak najdalej stamtąd. Jak
najdalej ciałem i jak najdalej myślami.
Komentarze
Prześlij komentarz